Oto Okja, super świnia, która uratuje świat od głodu. Super świnia, która uwielbia się bawić, być głaskana, spędzać czas na wycieczkach.

Pewien szalony naukowiec pracujący dla międzynarodowego koncernu wpadł na pomysł wyhodowania zmodyfikowanej genetycznie świni, która wielkością przypomina nosorożca. Jej mięso jest wyjątkowe i pożądane. Tak, mięso, bo w końcu o produkcję wieprzowiny w tym pomyśle chodzi.

Przemysł mięsny w filmie

Wspomnianym koncernem jest Mirando, któremu szefuje Lucy (Tilda Swinton). Szczyci się ona dokonaniem swojego naukowca i  promuje je jako jedyny słuszny sposób na walkę z narastającym głodem na świecie.
Jedna z takich młodych super świń trafia do koreańskiej wioski, gdzie ma być hodowana, aż nie osiągnie odpowiednich rozmiarów. Zwierzę rośnie i wychowuje się razem z małą dziewczynką o imieniu Mija.
Dziewczynka zaprzyjaźnia się z Okją i traktuje ją jak swojego najlepszego towarzysza. Jednak pewnego dnia pojawiają się pracownicy firmy Mirando i postanawiają zabrać Okję do swojego laboratorium w wiadomym celu (nie będę zdradzać fabuły). Zrozpaczona Mija rzuca się w szalony i samotny pościg, który ma na celu odbicie najlepszej przyjaciółki z rąk oprawców.

Mija

Trzeba przyznać, że ekranizacja koreańskiego reżysera Joon-ho Bong’a robi na świecie wiele zamieszania. W mediach społecznościowych pojawiły się wyznania internautów o przejściu na dietę wegańską, wyznania o szoku, jakiego doznali widzowie nieświadomi kulisów hodowli przemysłowej.

Czy rzeczywiście Okja zmieni świat?

Biorąc pod uwagę już samo wyznanie reżysera, który odwiedził hodowlę przemysłową przed nakręceniem filmu, być może nastąpią jakieś reakcje. Pytanie brzmi, czy zostaną z ludźmi na długo?
Joon-ho Bong przyznał bowiem, że po wizycie na fermie przez długi czas nie mógł nawet patrzeć na mięso, jednak po powrocie do kraju zapach wędzonego bekonu szybko wymazał jego złe wspomnienia. Tak więc już sam reżyser może być dobrym przykładem doznania jedynie chwilowego szoku.

Moje obawy, czyli aktywizm w filmach na przykładzie Animal Liberation

Dla mnie jako aktywistki i weganki film jest bajką, która w sposób gładki ukazuje szczątki tego, co naprawdę dzieje się za ścianami rzeźni czy hodowli przemysłowej. Miałam pewne obawy przed obejrzeniem filmu ze względu na pomysł stworzenia wyimaginowanej istoty, która ma poruszyć miliony widzów, wpłynąć na nich i rozczulić. Celem tej historii nie było chyba zmuszenie do zmiany diety, a jedynie zasygnalizowanie problemu. Czy tak się stało?

Dwuznacznymi bohaterami opowieści są przedstawiciele  frontu Animal Liberation przedstawieni jako banda niestabilnych emocjonalnie aktywistów przekładających swoją ideologię nad zdrowy rozsądek. Zapewne są takie osoby w każdej organizacji, nie tylko prozwierzęcej, jednak dla mnie ten motyw był swojego rodzaju satyrą. Niestety nie rozbawił tak, jak powinien.

Superprodukcja Netflixa

Film zbiera doskonałe recenzje, a pod wpływem tej opowieści ludzie masowo deklarują, że przestają jeść mięso i nie chcą dłużej wspierać hodowli przemysłowej zwierząt. Okja zrobiła coś, co nieraz tak trudno jest zrobić aktywistom. Stworzyła przewrotną, acz dosadną historię o kłamstwach przemysłu, o nieświadomości ludzi i o okrutnej machinie. O okrutnym wykorzystywaniu zwierząt.

To właśnie tę prawdę aktywiści i organizacje takie jak nasza próbują usilnie pokazać. W pewnym momencie w filmie prezeska hodowli bagatelizuje fakt, że nagrania z fermy przedostały się do opinii publicznej. Mówi z pogardą, że jak mięso będzie tanie, to i tak ludzie je zjedzą. W tym zdaniu kryje się pewna smutna prawda znana aktywistom. Prawda o tym, jak ciężko dokonać zmian systemowych i ratować zwierzęta.

Jednak na szczęście świat idzie ku lepszemu. Już 10% Polaków i Polek nie je zwierząt. To nie przypadek. Jeśli też chcesz być częścią tej zmiany, zobacz nasz przewodnik po diecie bez produktów odzwierzęcych. I koniecznie zobacz “Okję”!

Pobierz

foto tytułowe: Seo-Hyun Ahn Okja (2017)/Netflix
foto Animal Liberation Front Okja(2017) Netflix