Otwarte Klatki: W Otwartych Klatkach działasz na wielu obszarach, ale najwięcej energii poświęcasz koordynacji i prowadzeniu śledztw i interwencji. Dlaczego zdecydowałaś się na tę formę aktywizmu?
Bogna Wiltowska: Każda forma aktywizmu jest ważna. To jest system naczyń połączonych, który składa się na większą całość. Dlatego przeszłam różne etapy, od rozdawania ulotek i zbierania podpisów pod petycjami, przez organizację dużych happeningów, a nawet gotowanie do e-booków, które promowały dietę roślinną. Ciągle staram się uczyć nowych rzeczy i analizować, jak skuteczniej mogę działać na rzecz zwierząt. Od kilku lat faktycznie moja praca skupiona jest na obszarze interwencyjnym i śledczym. Publikowanie takich materiałów jest bardzo ważne dla budowania świadomości i nagłaśniania problemów związanych z przemysłową hodowlą zwierząt. Ich cierpienie jest niewidoczne, bo przemysł stara się ukrywać prawdę na temat warunków, jakie panują na fermach. Coraz mniej ludzi ma żywy i bezpośredni kontakt ze zwierzętami gospodarskimi. Na naszych oczach zmienił się model rolnictwa – rodzinne gospodarstwa zostały zastąpione gigantycznymi fermami, a zwierzęta hodowane są w systemie zamkniętym. Dzięki śledztwom i interwencjom, możemy pokazać prawdę o tym, co dzieje się za murami ferm. Ale to nie wystarcza, dlatego potrzebne są też inne działania, np. promocja diety roślinnej czy rozmowy z firmami, które realnie mogą wpłynąć na los zwierząt.
Otwarte Klatki: Czy pamiętasz swoją pierwszą wizytę na fermie?
Bogna Wiltowska: Pamiętam bardzo dobrze. To była ferma lisów. Wtedy wydawało mi się, że jestem przygotowana na to, co zastanę na miejscu. Ale prawda jest taka, że trudno się psychicznie nastawić na wrażenie ciężaru, jakim jest widok setek wpatrzonych w ciebie par oczu. W większości z nich odbija się strach, ale często widać też apatię i rezygnację, co jest porażająco smutne. Klatki w rzeczywistości są jeszcze mniejsze, niż widzimy to na zdjęciach czy nagraniach. Do tego nieznośny fetor. Całość stanowi naprawdę przygnębiające wrażenie.
Co jakiś czas dostajemy zgłoszenia z prośbą o interwencję na fermie futrzarskiej. Ludzie stykają się z tymi miejscami przez przypadek, np. podczas spaceru z psem. Niektórzy z ciekawości zaglądają przez płot, bo słyszą głośny skowyt, czują nieprzyjemny zapach. Są w szoku, że takie miejsca funkcjonują w XXI wieku. Zgłaszający przekonani są, że taka ferma musi być nielegalna, że coś takiego nie może być zgodne z prawem. Niestety, po weryfikacji okazuje się, że są to zarejestrowane hodowle.
Chyba najgorsza w tym wszystkim jest świadomość tymczasowej niemocy. Widząc tak dużą krzywdę i cierpienie, mamy odruch, że chcemy pomóc zaraz, natychmiast. Ale w przypadku zwierząt hodowanych na fermach, tak się po prostu nie da. Potrzebne są zmiany systemowe i działania na wielu płaszczyznach. To wszystko wiąże się z ogromem pracy. Dlatego ważne, żeby nie ulec tej niemocy i poczuciu, że nic się nie da zrobić, tylko przekuć tę energię na działanie. Musimy pamiętać, że zwierzęta same się nie obronią, to my musimy stać się ich głosem.
Otwarte Klatki: W swojej pracy spotykasz się bezpośrednio z cierpieniem zwierząt i okrucieństwem hodowców i ich pracowników. Jak radzisz sobie z emocjami, zwłaszcza stresem?
Bogna Wiltowska: Długo nie łączyłam emocji, które mi towarzyszyły, z moją pracą na rzecz zwierząt. Tłumienie w sobie stresu i ignorowanie pewnych symptomów to duży błąd i niestety prosta droga do wypalenia, a także do poważniejszych konsekwencji zdrowotnych. Kiedyś wstydziłam się rozmawiać o tym, co czuję i przeżywam, obecnie staram się nad tym pracować, chociaż ciągle jest to bardzo trudne. Te problemy widoczne są nie tylko w ruchach prozwierzęcych, dotyczą wielu innych gałęzi aktywizmu. Ciągle jest to pewnego rodzaju temat tabu, ale na szczęście powstaje coraz więcej warsztatów, grup wsparcia, webinarów i dostępnej literatury.
Na temacie cierpienia zwierząt, zwłaszcza kiedy jest się jego bezpośrednim świadkiem, można się naprawdę zafiksować, w dodatku w niezdrowy sposób. Dlatego trzeba znaleźć czas i przestrzeń, żeby o siebie zadbać. To mogą być drobne, ale bardzo ważne rzeczy: zdrowa dieta, odpowiednia ilość snu, regularne uprawianie sportu. Mi zawsze pomagał również bliski kontakt ze zwierzętami, tymi, które zostały uratowane z ferm. Kiedy obserwuję ich niesamowite metamorfozy, nabieram motywacji do działania i wiem dlaczego (i dla kogo) robię to, co robię.
Otwarte Klatki: Jakie umiejętności i cechy powinna posiadać osoba prowadząca śledztwa i interwencje na fermach przemysłowych?
Bogna Wiltowska: Kiedy organizuję szkolenia dla nowych inspektorów ds. ochrony zwierząt, bardzo duży nacisk kładę na to, żeby osoby były spokojne i opanowane. Emocje podczas interwencji mogą być naprawdę bardzo duże, ale niestety często są złym doradcą. Zachowanie zimnej krwi i umiejętność oceny sytuacji z dystansu jest naprawdę ważne. Z naszej perspektywy podczas interwencji dobro zwierząt zawsze jest na pierwszym miejscu i to jest bezdyskusyjne, jednak świat nie jest czarno-biały. Musimy trzymać się prawa, ustawy o ochronie zwierząt. Przydają się umiejętności negocjacyjne, ważna jest komunikatywność, zarówno przy współpracy z policją czy inspekcją weterynaryjną, ale także z hodowcą czy pracownikami. Oczywiście kluczowa jest też wiedza, nie tylko na temat zwierząt, ale też znajomość prawa i przepisów. Dlatego współpracujemy z prawnikami, weterynarzami, behawiorystami i innymi specjalistami.
Otwarte Klatki: Jak oceniasz rozwój ruchu prozwierzęcego w Polsce w ostatnich latach? Czy dostrzegasz jakieś pozytywne zmiany?
Bogna Wiltowska: Praca, którą na co dzień wykonują organizacje prozwierzęce jest nie do przecenienia. To, co mnie cieszy to różnorodność. Zdecydowana większość fundacji i stowarzyszeń pomaga zwierzętom domowym, ale bardzo prężnie działają również te, które swoją działalność dedykują zwierzętom gospodarskim (tak jak Otwarte Klatki), czy dzikim. Są różne metody i obszary tego aktywizmu, niektóre skupiają się na interwencjach, inne na edukacji czy zmianach legislacyjnych i systemowych – wszystkie te elementy są bardzo ważne i uzupełniają się. Media coraz częściej i chętniej podejmują tematy związane z ochroną zwierząt, także tych gospodarskich, co jeszcze kilka lat temu nie przebiłoby się do opinii publicznej. Niedawno zostały zaostrzone kary za znęcanie się nad zwierzętami – jest to kolejny ważny krok i dowód na to, że jako społeczeństwo zaczynamy traktować ten temat poważnie. Rośnie świadomość konsumencka na temat warunków panujących na fermach przemysłowych. Wiele osób rezygnuje z jedzenia mięsa z troski o środowisko. Są to głosy, które stają się coraz bardziej słyszalne. Niestety brakuje woli politycznej, a temat ochrony zwierząt ciągle spychany jest na dalszy plan, jako mało istotny. Lobby hodowców jest bardzo silne, co czyni tę walkę bardzo nierówną. Mimo to, patrzę w przyszłość z optymizmem.