Rozmawiamy z Mikołajem Choroszyńskim, dietetykiem, psychodietetykiem, wykładowcą akademickim i autorem bestsellerowych publikacji poświęconych odżywianiu. Mikołaj w lipcu tego roku pokonał na rowerze trasę 820 km z Budapesztu do Warszawy w zaledwie 4 dni. Podczas tego wyczynu odżywiał się tylko produktami roślinnymi. W ramach inicjatywy zbierał pieniądze na działania Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Opowiedz nam coś więcej o swojej wyprawie. Jak wyglądała Twoja trasa, ile kilometrów dziennie pokonywałeś, jak wyglądał Twój nocleg i wyżywienie?
Łącznie trasa wyniosła 820 km, czyli nieco więcej, niż pierwotnie zakładałem. Te dodatkowe kilometry były związane z objazdami, zwiedzaniem, koniecznością uzupełnienia zapasów czy po prostu szukaniem właściwej drogi. Zakładałem przejechanie 200 km dziennie, jednak pierwszy górski odcinek wyniósł ok. 170 km. Na miejsce pierwszego noclegu, tuż po uzupełnieniu zapasów, wybrałem… polanę za stacją benzynową na Słowacji. Miejsce było jednak bardzo urokliwe i pozwoliło mi na pięciogodzinną drzemkę, po której o piątej rano ruszyłem w dalszą drogę. Na miejsce drugiego noclegu trafiłem, jadąc w trakcie ulewy i burzy przez rezerwat na granicy czesko-słowackiej. Na skraju lasu znalazłem drewnianą chatkę, w której schowałem się przed deszczem. Przespałem tam całą noc. Najdłuższy dystans 450 km pokonałem ostatniego dnia. Chcąc zdążyć do Warszawy, jechałem bez przerwy 36 godzin spod granicy czesko-słowackiej.
Jeżeli chodzi o wyżywienie, to wiedziałem, że muszę się dobrze przygotować i wziąć pod uwagę chociażby fakt, że dla osoby na diecie roślinnej szukanie jedzenia i restauracji na trasie może być bardzo kłopotliwe. Podstawą mojego wyżywienia było pieczywo, chleb bądź bułki, a do tego różnego rodzaju pasty roślinne np. ajvar czy sos boloński. Oprócz tego odżywiałem się musli rozrobionym z wodą i odżywką białkową, co zapewniało mi odpowiednią ilość białka. Do każdego posiłku dorzucałem kilka orzechów włoskich, które mają działanie przeciwzapalne, co jest ważne po tak dużym wysiłku, oraz spirulinę, która zapewniała odpowiednią dawkę witamin, kwasów omega-3 i żelaza. Dbałem też o właściwe nawodnienie, przez pierwsze dwa dni pijąc wodę, przez ostatnie 36 godzin co sześć godzin napój energetyczny rozcieńczony z wodą.
Pokonywanie tak dużej liczby kilometrów dziennie, zmęczenie, duży wysiłek fizyczny… to ogromne obciążenie również psychiczne. Czy pojawiły się u Ciebie myśli o rezygnacji już w trakcie wyjazdu? Jak udało Ci się je przezwyciężyć?
Myślę, że największym wyzwaniem było pokonywanie podjazdów podczas pierwszego, górskiego odcinka trasy, zwłaszcza ostatnich 20 kilometrów. Przewyższenia widoczne na mapie zupełnie inaczej wyglądają w rzeczywistości, kiedy trzeba się z nimi zmierzyć. Pod koniec mojej wyprawy, gdzieś w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, nad ranem zaskoczył mnie znaczny spadek temperatury do ok 10˚C. Na około dwie godziny musiałem zrezygnować z picia wody, aby dodatkowo nie wychładzać organizmu. To było ciężkie doświadczenie, zwłaszcza że nie było tak naprawdę drogi ucieczki czy możliwości ogrzania się.
Bardzo ważne zarówno w takich momentach, jak i w całej podróży było dla mnie przede wszystkim nastawienie, świadomość, że podjąłem się tej wyprawy dlatego, że chcę pokonać ten dystans, a nie dlatego, że muszę. Cały czas starałem się pracować nad tym nastawieniem. Dzięki temu, że kończę już pracę nad moją nową książką „Uzależnienie od słodyczy. Skuteczne narzędzia zmiany nawyków”, miałem okazję przetestować w praktyce metody, które w niej opisuję. W obu kwestiach chodzi bowiem o odpowiednią pracę nad psychiką. Krojenie rzeczywistości na małe plasterki i analizowanie jej, pozytywne myślenie, nagradzanie się, ustalanie realnych celów, tych małych i tych dużych, margines na błąd i wiele więcej. Zmiana nawyków jest właśnie jak taki długi, samotny rajd. Trzeba się do niego odpowiednio przygotować.
Na co dzień jesteś dietetykiem. Jak Twoja wiedza z tego zakresu pomogła Ci w przygotowaniach do wyprawy?
Przede wszystkim musiałem zadbać o dostarczenie właściwej ilości pożywienia. A kalorii do spożycia było dużo, bo ok. 6000 dziennie, podzielone na cztery posiłki. Postanowiłem też, że nie będę pił kofeiny ani jadł słodyczy, aby uniknąć skoków nastrojów. Pozwalałem sobie jedynie na owoce i piwo bezalkoholowe. Zapewnienie sobie odpowiedniej ilości kalorii w czasie takiego wysiłku jest kluczowe, o tym należy pamiętać i właściwie o to zadbać. Trzeba pamiętać o jedzeniu, zwłaszcza jeżeli nie jest to jazda rekreacyjna, tylko trasa powyżej 100 km, oraz zdawać sobie sprawę, że trzeba jeść, mimo że kortyzol i adrenalina podczas jazdy sprawiają, że jeść nam się po prostu nie chce. Reasumując: moja wiedza z tego zakresu oraz właściwe zaplanowanie i przygotowanie odpowiedniej liczby posiłków były kluczowe.
Przed przystąpieniem do wyprawy zaznaczałeś, że jesteś amatorem, pasjonatem rowerowych wypraw. Co było Twoją motywacją, która skłoniła Cię do wyruszenia w wyprawę?
Jeszcze do niedawna rower stanowił jedynie mój główny środek transportu w mieście. Potem było pierwsze 100 km rowerem, po których pomyślałem, że skoro się udało, można zrobić i 200 km. Jako kolejny pojawił się pomysł przejechania rowerem Czech i Słowacji, a finalnie pomysł wyprawy z Budapesztu do Warszawy. Podczas jednej z rozmów znajoma podsunęła mi pomysł zadedykowania wyzwania jakiejś organizacji, wsparcia jakiegoś celu. Ponieważ od zawsze prawa zwierząt były mi bliskie, podjąłem decyzję o wsparciu Otwartych Klatek i zbieraniu pieniędzy na ich działalność.
Skąd pomysł wyeliminowania z jadłospisu produktów pochodzenia zwierzęcego?
Są główne trzy impulsy, które motywują ludzi do rezygnacji z produktów pochodzenia zwierzęcego: miłość do zwierząt, troska o środowisko i troska o zdrowie. Z troski o zwierzęta i środowisko od lat eliminowałem produkty odzwierzęce ze swojej diety. Wydawało mi się, że odżywiam się zdrowo. Około 1,5 roku temu moje badania wykazywały jednak niewydolność nerek. Zacząłem drążyć temat, czytać, zagłębiać się w fachową literaturę. W ten sposób podjąłem decyzję o całkowitym wykluczeniu ze swojej diety produktów pochodzenia zwierzęcego. Dzięki temu wszystkie parametry wróciły do normy.
Jest coś, na co zwracasz szczególną uwagę po przejściu na dietę roślinną? Co było dla Ciebie najtrudniejszym elementem?
Samo przejście na dietę roślinną nie było trudne, wcześniej też długo o tym myślałem, ale potrzebowałem właśnie tego bodźca. Wkrótce po zmianie sposobu odżywiania poprawiło się moje samopoczucie. To, na co należy zwrócić szczególną uwagę, to zbilansowanie diety pod kątem zapewnienia odpowiedniej ilości błonnika, właściwej ilości i proporcji tłuszczów i białek. To było najważniejsze i przez jakiś czas eksperymentowałem, dobierając odpowiednie składniki. Uważam więc, że dieta roślinna jest do zbilansowania dla każdego, tylko najlepiej z pomocą dietetyka, do czego zachęcam, zwłaszcza na początku i zwłaszcza w przypadku diety wegańskiej.
Jak na co dzień wygląda Twoja dieta?
Moja dieta ewoluuje w zależności od pory roku. Pracuję od 5-6 rano, zwykle jem późne śniadanie około godziny 10 i są to owoce, które dają mi energię, a jednocześnie nie dają uczucia ciężkości. Pracuję do około 14 i wtedy spożywam większy posiłek, teraz latem jest to najczęściej sałatka oraz ciapaja tj. połączenie jednego lub dwóch źródeł produktów pełnoziarnistych i strączków. Do tego siemię lniane i różne przyprawy, takie jak kurkuma czy curry, w zależności od rodzaju dania. To dobrze zbilansowana podstawa, która może stanowić bazę praktycznie do wszystkiego. Generalnie, tak jak wspomniałem, dbam o to, żeby moja dieta była właściwie zbilansowana i zawierała wszystkie potrzebne składniki, w tym witaminy i minerały, a jednocześnie nie była czasochłonna.
Co jest dla Ciebie największym wyzwaniem w pracy dietetyka?
Myślę, że największym wyzwaniem w mojej pracy obecnie jest duża liczba osób z zaburzeniami odżywiania, które do mnie trafiają. Osoby takie potrzebują kompleksowej pomocy oraz długotrwałej współpracy. Często takie osoby zgłaszają się do mnie po gotowy plan dietetyczny, który chcą wprowadzić w życie. Po jakimś czasie zaczyna im brakować motywacji, determinacji. Jeżeli nie udaje im się wprowadzić odpowiednich zmian czy osiągnąć zamierzonego efektu, dochodzą do wniosku, że to wina planu. Przekonuję więc takie osoby, że praca z dietetykiem to długotrwały proces, a nie szukanie gotowego rozwiązania, oraz że najważniejsza jest zmiana nawyków.
Co poradziłabyś osobom, które zastanawiają się nad dietą roślinną, ale boją się o swoje wyniki sportowe?
Proponuję przeprowadzić eksperyment, najlepiej pod okiem dietetyka, który dobrze skomponuje i zbilansuje dietę. I wprowadzić taką dietę na jakiś czas — dwa tygodnie, miesiąc. Być może zauważysz poprawę regeneracji i wydolności. Jeżeli ktoś chce utrzymać deficyt kaloryczny, to na diecie roślinnej nie powinno być z tym problemu, ponieważ może być wyjątkowo syta.
Jakie są teraz Twoje plany? Jakaś kolejna wyprawa?
W najbliższym czasie wakacyjna wyprawa do Rumunii, a następnie powrót stopem w starym stylu przez malownicze, również górskie zakątki. I tak, oczywiście szukam już jakiejś fajnej trasy i inspiracji na kolejną rowerową wyprawę.
Z naszej strony pozostaje życzyć wielu wspaniałych rowerowych wypraw. Dziękujemy za rozmowę pełną wskazówek i inspiracji!
Jeżeli interesują Was rzetelne informacje z zakresu zdrowego odżywiania lub jesteście ciekawi kolejnych wypraw Mikołaja, zachęcamy do śledzenia jego profilu FB i strony internetowej.
Rozmowę przeprowadziła Kasia Kuter z ekipy Jasnej Strony Mocy. Obserwuj nas na Facebooku i Instagramie!