Działanie na rzecz zwierząt to nie tylko edukowanie społeczeństwa, rozmowy z firmami czy politykami, lecz również interwencje i ciągnące się latami procesy sądowe. Jeśli chcesz dowiedzieć się kto w Otwartych Klatkach odpowiada za te działania, zapraszamy do lektury wywiadu z jedną z naszych prawniczek, radczynią prawną Angeliką Kimbort. Angelika od lat dba o to, abyśmy skutecznie walczyli w sądach ze sprawcami przestępstw znęcania się nad zwierzętami. 

fot. Jakub Ostrowski

Jak wygląda Twoja historia aktywizmu w Otwartych Klatkach i czym zajmujesz się w organizacji?

Z Otwartymi Klatkami jestem związana już od ponad pięciu lat. Przyszłam na spotkanie wrocławskiej grupy lokalnej, ponieważ szukałam możliwości współpracy z osobami realnie pomagającymi zwierzętom. Początkowo działałam jako wolontariuszka i brałam udział w organizacji jednej z pierwszych Veganmanii, a także innych lokalnych wydarzeń. Byłam już wtedy aplikantką radcowską i szybko okazało się, że wiedza prawnicza może przydać się także w pracy wolontariackiej.

W sierpniu 2015 r. Otwarte Klatki przejęły opiekę nad lisim rodzeństwem – Jasiem i Małgosią. Wtedy pierwszy raz napisałam zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami. Niewiele później stanęłam przed sądem już jako pełnomocniczka stowarzyszenia w sprawie przeciwko hodowcy, oskarżonemu o dokonywanie uboju lisów niezgodnie z przepisami. Kiedy wygłaszałam mowę końcową w tej sprawie, byłam już radczynią prawną. Aktualnie zajmuję się prowadzeniem spraw przeciwko hodowcom, co do których istnieje podejrzenie, że znęcali się nad zwierzętami, a także doradzam w innych bieżących sprawach.

Jaś i Małgosia – uratowane lisie rodzeństwo

Twoje wsparcie jest nieocenione podczas interwencji. Jak z prawnego punktu widzenia wygląda interwencja na fermie? 

Interwencje na fermach owiane są wieloma mitami. Te, w których brałam udział były poprzedzone wnikliwym zbadaniem zgłoszeń od osób, które podejrzewały, że zwierzętom może dziać się krzywda. Po przyjeździe na fermę, na której nie zastaje się właściciela oraz kiedy nie ma możliwości porozumienia się z nim w kwestii dobrowolnego wydania zwierząt w celu ich leczenia, wzywa się Policję oraz powiadamia Powiatowego Lekarza Weterynarii. Organy te nie zawsze są chętne do współpracy.

Spotykamy się także z sytuacjami, w których inspektorzy PIW wchodzą na fermę z właścicielem, po czym oświadczają, że nie dostrzegli żadnych drastycznych nieprawidłowości. Następnie otrzymujemy protokół z takiej kontroli, z którego wynika, że w chwili interwencji istniały jednak podstawy do natychmiastowej reakcji organów, bo np. na fermie ujawniono martwe lub chore zwierzęta. Są to trudne sytuacje, ponieważ podważają wiarygodność organizacji w oczach np. Policji asystującej podczas interwencji, a ponadto uniemożliwiają udzielenie pomocy zwierzętom tego potrzebującym. Nie jestem w stanie zrozumieć, czym kieruje się taki inspektor, bo na pewno nie dobrem zwierząt. Bywa też, że właściciele zwierząt, po zapoznaniu się z naszym stanowiskiem, oddają nam zwierzęta lub też deklarują wezwanie weterynarza. 

Angelika podczas interwencji poselskiej na fermie lisów

Jak oceniasz obecny system ochrony prawnej zwierząt? 

Prawo dotyczące ochrony zwierząt wymaga natychmiastowej zmiany w bardzo wielu aspektach. Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 r. jest reliktem przeszłości i nie do końca odpowiada aktualnej wiedzy na temat zwierząt, a tym samym nie zapewnia im należytej ochrony.

Mamy ogromną liczbę zwierząt bezdomnych, które nie mogą znaleźć domów, a jednocześnie ich utrzymywanie znacznie obciąża budżety gmin. Nie mamy wypracowanych rozwiązań, które pozwoliłyby na ograniczenie niekontrolowanego rozmnażania się zwierząt domowych  i pozwalamy na nieskrępowaną wręcz działalność pseudohodowli, które zarabiają na krzywdzie zwierząt traktowanych jak maszynki do rodzenia szczeniąt. Wciąż pozwalamy na występy zwierząt w cyrkach, hodowlę zwierząt na futra, czy sprzedaż żywych ryb w celach konsumpcyjnych, a przecież dysponujemy dziesiątkami badań naukowych, z których wynika, że zwierzęta to nie przedmioty i zmuszanie ich do pracy w celu zapewnienia nam rozrywki, czy też zamykanie w klatkach, to dla nich cierpienie.

Każda próba zmiany tego stanu rzeczy kończy się ustawodawczym fiaskiem, bo zawsze znajdzie się taka grupa społeczna, która z tego cierpienia żyje i nie może sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Politycy zawodzą, bo nie są w stanie wypracować rozwiązań, które pozwoliłyby na przebranżowienie się takich osób. O ile bowiem działalność związana z wykorzystywaniem zwierząt może być oceniana jako etycznie wątpliwa, to póki co jest legalna. A to rodzi po stronie państwa obowiązek zadbania o interesy przedsiębiorców, którzy dotychczas ją wykonywali. 

Obrońcy zwierząt często podnoszą, że problemem jeśli chodzi o ochronę prawną zwierząt, jest ich status. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

Choć ustawa o ochronie zwierząt mówi, że zwierzę nie jest rzeczą, w polskim prawie przyjęto zasadę, że w kwestiach nieuregulowanych tą ustawą do zwierząt stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy. I z punktu widzenia obrotu gospodarczego ma to swoje uzasadnienie. Jednak nie możemy zapominać, że, np. będące przedmiotem umowy sprzedaży stado krów nie może być podczas jego przewozu traktowane na równi z toną ziemniaków. W kwestii opieki nad zwierzętami musimy pamiętać o ich zdolności do odczuwania cierpienia. Naszym moralnym obowiązkiem jest więc zapobieganie temu cierpieniu oraz jego minimalizowanie, gdy nie da się go uniknąć.

Jeśli pytasz, czy zwierzętom należy nadać prawa równe, z tymi jakie mają ludzie, to uważam, że trzeba tu wyraźnie podkreślić, wbrew temu, co mówią środowiska nieprzychylne obrońcom zwierząt, że absolutnie nie chodzi o jakieś ideologiczne zrównanie zwierząt z człowiekiem, a jedynie uznanie, że ich zdolności do odczuwania bólu, cierpienia, ale też szeroko rozumiane zdolności poznawcze, zasługują na objęcie ich szerszą ochroną prawną. Jako przykład można wskazać, że zmianie powinien ulec przepis kodeksu postępowania cywilnego, który dopuszcza egzekucję ze zwierząt domowych. Nawet jeśli rasowy pies może mieć pewną wartość rynkową, to niedopuszczalna jest w mojej ocenie licytacja psa, który przecież jest istotą czującą, prawdopodobnie przywiązaną do swojego opiekuna (i wzajemnie), a ponadto nie wiadomo jakie warunki bytowe miałby mieć po przekazaniu go nabywcy. Komornik nie jest organem, który takie warunki może zbadać.

Nie podoba mi się więc, gdy z obrońców zwierząt robi się fanatyków, którzy chcą im nadawać prawa i wywyższać ponad człowieka. Zazwyczaj najgłośniej krzyczą tak osoby, które żyją z hodowli zwierząt i obawiają się o swoje własne interesy. Chodzi o to, abyśmy zmienili swoją postawę względem zwierząt, ale to proces długotrwały i wymaga zmiany sposobu myślenia. Dlatego prawo musi chronić zwierzęta, w szczególności przed ludźmi, w których mentalności do takiej zmiany jeszcze nie doszło. 

zagłodzone kurczaki na fermie – dzięki Angelice właściciel fermy został skazany za znęcanie się nad zwierzętami

Jak wygląda Twoja współpraca z Policją, Prokuraturą czy Inspekcją Weterynaryjną?

Różnie. Inspekcja Weterynaryjna działa bardzo zachowawczo. Przyjeżdża na interwencje, bo musi robić dobrą minę do złej gry. W końcu ujawniamy nieprawidłowości, którym IW powinna była zapobiegać. Z jednej strony rozumiem, że niedofinansowanie tej instytucji i braki kadrowe nie pozwalają na przeprowadzanie kontroli w zakresie, w jakim pozwoliłyby na wykrycie wszelkich problemów, ale nie będę udawać, że nie znam raportów Najwyższej Izby Kontroli, która ujawniła mechanizmy korupcjogenne w IW. Myślę, że lekarze weterynarii, którzy kryją hodowców,  powinni odpowiadać karnie i dyscyplinarnie.

Co do Policji, to niestety też nie mam optymistycznych doświadczeń. Na kilka lat pracy w prawach zwierząt spotkałam jednego naprawdę zaangażowanego funkcjonariusza, który prowadził postępowanie przygotowawcze w sposób niezwykle dokładny i wsłuchiwał się w głosy dwóch stron. Pierwszy raz czułam, że ktoś traktuje sprawę poważnie i nie myśli o niej “znowu zawracają mi głowę, a to tylko zwierzęta”. Wydaje mi się jednak, że policjanci są coraz lepiej przygotowani do pracy ze sprawami dotyczącymi znęcania się nad zwierzętami i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.

Dochodzimy do Prokuratury i tutaj nie będzie niespodzianek – wszystko zależy od konkretnego człowieka. Czasami czuję, że w prokuraturze mam sprzymierzeńca, który rozumie, że przemoc, czy to wymierzona w człowieka, czy w zwierzę, musi spotkać się z odpowiednią reakcją, a czasami niestety widzę wiele zaniedbań w toku postępowania i brak zaangażowania w sprawę. Zdarzyło mi się także usłyszeć słowa uznania ze strony prokuratora po wygłoszonej mowie końcowej, a był to jedyny prokurator, który uczestniczył we wszystkich rozprawach w tej konkretnej sprawie. Bardzo często zdarza się bowiem, że prokuratorzy, widząc w sprawie pełnomocnika, działającego w imieniu oskarżyciela posiłkowego, czyli organizacji prozwierzęcej, nie przychodzą na kolejne rozprawy.

Czy myślisz, że powołanie Rzecznika Ochrony Zwierząt mogłoby zmienić sytuację zwierząt? 

Myślę, że tak. Pomogłoby to na pewno w uporządkowaniu przepisów dotyczących ochrony zwierząt, a także w ich skuteczniejszym egzekwowaniu. Rzecznik Ochrony Zwierząt, wzorowany na podobnej instytucji, jaką jest Rzecznik Praw Obywatelskich, czy Rzecznik Praw Dziecka, byłby gwarantem, że krzywda zwierząt spotka się z odpowiednią reakcją ze strony państwa. Myślę, że powołanie rzecznika miałoby także niezwykły walor edukacyjny, a ta edukacja wciąż u nas bardzo kuleje.

Z czego jesteś najbardziej dumna, jeśli chodzi o Twoje działania dla Otwartych Klatek? 

Nie wiem, czy ja sama mam powody do dumy. Raczej żyję w poczuciu ciągłego niedoczasu, wciąż myślę, że coś można było zrobić lepiej, sprawniej. Jestem natomiast dumna z całej organizacji. Widzę jaką pracę wykonano w ciągu pięciu lat i jak z grupki przyjaciół, która wymarzyła sobie świat bez cierpienia zwierząt, Otwarte Klatki stały się jedną z największych organizacji prozwierzęcych na świecie i dokonuje zmian systemowych, które realnie przekładają się na sytuację zwierząt. Za przykład podam kampanię Sklepy Wolne od Futer. Dzięki docieraniu do konsumentów i producentów oraz sprzedawców odzieży i uświadamianiu im jaki jest rzeczywisty koszt futrzanego pompona przyszytego to kurtki, czy torebki, OK wpłynęło na to, że największe marki modowe zaprzestały korzystania z naturalnych futer. To się z kolei przekłada na popyt i ceny skór na skupie. A osiągnęli to moi koledzy i koleżanki – osoby, które tak jak ja, zaczynały od rozdawania ulotek, a dzisiaj mogliby bez cienia kompleksów zarządzać kampaniami wielkich firm.

aktywiści Otwartych Klatek na zjeździe

Czy widzisz jakąś zmianę na plus w środowisku prawniczym, jeśli chodzi o temat ochrony zwierząt?

W moim najbliższym otoczeniu jest może jedna prawniczka, która aktywnie udziela się w tej dziedzinie prawa – być może inni po prostu się tym nie chwalą. Zdarzają się jednak wiadomości od kancelarii, które oferują stowarzyszeniu pomoc w sprawach związanych z ochroną zwierząt i to jest bardzo miłe. Każdy, kto obraca się w środowisku prozwierzęcym bez wątpienia wymieni kilka nazwisk prawniczek i prawników, którzy najczęściej zabierają głos w obronie zwierząt i są to bardzo dobrze merytorycznie przygotowane osoby. Cieszy mnie też fakt, że regularnie odbywają się konferencje o tematyce prozwierzęcej, dotykacej zagadnień prawnych. Problematyczne jest natomiast, że to jest takie “moczenie się we własnym sosie” osób przekonanych, że o zwierzęta warto zawalczyć. A przekonanych nie trzeba przecież przekonywać. Moim zdaniem z takimi tematami trzeba wychodzić poza nasze grono i edukować organy ścigania, wymiar sprawiedliwości, czy też urzędników, od których wiele zależy jeśli chodzi o prawa zwierząt.

Jako prawniczka działasz także w komisji etycznej ds. doświadczeń na zwierzętach – opowiedz coś więcej o Twojej pracy w tym obszarze. 

Praca w lokalnej komisji etycznej polega na analizie wniosków podmiotów, które chcą przeprowadzać doświadczenia na zwierzętach. Komisja po sprawdzeniu wniosku pod kątem spełnienia wymogów formalnych i ocenie celowości doświadczenia, podejmuje uchwałę o zgodzie na jego przeprowadzenie lub odmowie udzielenia zgody. To praca mocno obciążająca psychicznie, ponieważ trzeba pogodzić się z tym, że na zwierzętach będą przeprowadzane różnego typu procedury, czasami o wysokim stopniu dotkliwości, a to wszystko w imię postępu nauki. Kilka miesięcy temu pojawił się projekt zmiany ustawy o ochronie zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych i edukacyjnych – niestety nie są to zmiany na lepsze. Jeśli wejdą w życie, to praktycznie wykluczona zostanie możliwość czynnego udziału organizacji społecznych w postępowaniach przed komisją – jest bardzo niepokojące wobec faktu, że pozostali członkowie komisji to zazwyczaj osoby, które same biorą udział w przeprowadzaniu doświadczeń.

królik w laboratorium/ fot. Andrew Skowron

Obserwując pracę mojej komisji, mogę z ulgą stwierdzić, że są w niej osoby, które poza korzyściami dla nauki dostrzegają także dobro zwierząt i wsłuchują się w wypowiedzi osób takich jak ja, które często zwracają uwagę na wiele aspektów godzących w dobrostan zwierząt doświadczalnych. Niestety wiem też o komisjach, które marginalizują zdanie członków komisji, którzy nie są naukowcami. Wobec wielu zastrzeżeń do projektowanych ww. ustawie zmian złożyłam na ręce właściwego ministra wielostronicowe, w znacznej mierze krytyczne, stanowisko. Będę zabiegać o to, aby sytuacja zwierząt wykorzystywanych do celów naukowych nie uległa pogorszeniu.

Co jest według Ciebie największym wyzwaniem w pracy prawniczki w obszarze pomocy zwierzętom?

Niepoddawanie się emocjom, jakie towarzyszą oglądaniu zdjęć i filmów ze śledztw oraz widokowi zwierząt odbieranych od ich dotychczasowych “opiekunów”. Za każdym razem wydaje mi się, że widziałam już wszystko, po czym dostaję kolejny materiał i nie mogę wyjść ze zdumienia, co człowiek jest w stanie zrobić zwierzęciu. Nie pielęgnuję jednak w sobie tego żalu i złości, tylko staram się najdokładniej jak mogę opisać sytuację i pilnować, aby postępowanie przygotowawcze zostało przeprowadzone z należytą starannością.

We wrześniu pierwszy raz byłam na fermie lisów. Na jej teren weszłam za zgodą właściciela. Tak po ludzku nie mogę pojąć jak można w ogóle hodować w systemie klatkowym zwierzęta, które są tak bardzo podobne do psów. One spędzają całe swoje życie w małej klatce na podłożu z siatki, w środowisku, w którym brak jest jakichkolwiek urozmaiceń. To tak jakby człowiek miał spędzić całe swoje życie w pomieszczeniu wielkości dwóch budek telefonicznych. Hodowla zwierząt na futra jest nie do obronienia. To jest wysoce nieetyczne, a nie służy niczemu innemu, niż zaspokojenie próżności nabywców produktów z naturalnego futra oraz wzbogacaniu się hodowców i producentów. Dodatkowo, jeśli na fermie dochodzi do zaniedbań w zakresie dobrostanu zwierząt, to już w ogóle nie zasługuje na jakiekolwiek zrozumienie. 

lis na fermie lisów w Szynkielewie

Bądź na bieżąco z działalnością Angeliki!