Gatunek ludzki od zawsze snuje wyobrażenia na temat życia po śmierci, jednak rzadko kiedy kieruje myśli w przeciwnym kierunku i zastanawia się nad życiem przed narodzinami.
Na przekór trendom skierujmy myśli w tę mniej popularną stronę i przez chwilę wyobraźmy sobie, iż możemy żyć przed własnymi narodzinami, a przynajmniej żyje nasz umysł. Nasza wiedza o życiu i świecie jest taka, jak w chwili czytania tego tekstu – od podstawowych doznań bólu oraz przyjemności, do skomplikowanych mechanizmów rządzących polityką, ekonomią oraz biologią; słowem, wiemy wszystko to, co teraz. Jedyną informacją, której nie posiadamy jest informacja o tym, kim będziemy i kim przyjdzie nam się urodzić.
Powyższy eksperyment myślowy jest oparty na koncepcji stworzonej przez Johna Rawlsa, który wywnioskował, iż jedynie w takich – nieco abstrakcyjnych – okolicznościach, jesteśmy w stanie wypracować idealne zasady sprawiedliwości. Nazwał tę hipotetyczną sytuację stanem początkowym, a położenie znajdujących się w tym stanie podmiotów nazwał przebywaniem za zasłoną niewiedzy.
Teoria ta oczywiście pierwotnie miała mieć zastosowanie wyłącznie do ludzi, jednak stwarza sposobność do rozwinięcia jej tak, aby mogła dotyczyć także innych czujących zwierząt. Wystarczy, że oprócz naszej niewiedzy co do własnej płci, wieku, majątku czy koloru skóry dojdzie jeszcze niewiedza o posiadaniu bądź nieposiadaniu ogona, futra czy skrzydeł – czyli niewiedza o tym, do jakiego gatunku należymy. Nie jest zresztą wykluczone, iż koncepcja ta w okresie swego powstania wywarła wpływ na kiełkujący ruch praw zwierząt i znanych myślicieli zajmujących się tą problematyką, gdyż ujrzała światło dzienne 4 lata przed słynną książką „Wyzwolenie zwierząt” Petera Singera oraz 12 lat przed słynną książką „The Case for Animal Rights” Toma Regana. Być może znajdowanie się za zasłoną niewiedzy rzeczywiście pomaga w dostrzeżeniu tego, jak powinna wyglądać sprawiedliwość.
Teoria Rawlsa nie miałaby zapewne szansy powstać, gdyby koncepcja praw człowieka nie zaistniała w świadomości zbiorowej kilkadziesiąt lat temu i gdyby nie okazała się ona tak skuteczną bronią przeciwko wszelkim formom ucisku i przemocy. Do dziś pozostaje najlepszym (ale jednocześnie jedynym) znanym nam narzędziem do utrzymania sprawiedliwości między ludźmi. Nic dziwnego, że próby rozszerzenia kręgu beneficjentów praw na pozaludzkie zwierzęta opierały się w dużej mierze na analogii do praw człowieka. W ten lub inny sposób, jednak zawsze tak samo, obrońcy tej teorii dowodzili, iż między ludźmi a innymi zwierzętami należy postawić znak równości. Różnice międzygatunkowe, takie jak niezdolność większości pozaludzkich zwierząt do zrozumienia idei własności, czy wzajemności, były zwyczajowo sprowadzane do różnic między niemowlętami a dorosłymi, albo między ludźmi z niepełnosprawnościami umysłowymi a ludźmi pełnosprawnymi. Zatem nie stanowiły one przeszkody, aby mówić o równych prawach do życia czy wolności, na wzór praw, jakimi obdarzeni są wszyscy ludzie.
Nie zauważono jednak, iż zarówno niemowlęta, jak i ludzie z niepełnosprawnościami umysłowymi, zazwyczaj de facto nie są wolni, a co więcej, ich „niewola” nie czyni ich wcale nieszczęśliwymi.
Prawa zwierząt a ich interesy
Książka „Animal Rights Without Liberation” udowadnia, iż faktycznie tylko niektóre z praw człowieka możemy racjonalnie rozszerzyć na inne gatunki. Z wyjątkiem człowiekowatych oraz nielicznych innych zwierząt, większość podmiotów pozaludzkich nie ma bowiem – jak twierdzi Autor – żadnego interesu w wolności, w niebyciu obiektem własności czy niestanowieniu korzyści dla innych. Główną tezą książki jest to, iż to właśnie z interesów wynikają prawa człowieka oraz powinny wynikać prawa innych zwierząt, przy czym większość zwierząt nie potrzebuje całego spektrum praw człowieka. Zamiast tego, prawa tych większości powinny korespondować i współgrać z ich dwoma podstawowymi, rzeczywistymi interesami: interesem, żeby żyć oraz interesem, żeby nie cierpieć.
Rozważmy powyższe na przykładzie. To, kim w tych przykładach jest podmiot i do jakiego gatunku należy pozostawmy na razie za zasłoną niewiedzy. Postarajmy się odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jego/jej interesy zostają naruszone?
X żyje na subiektywnie dużej powierzchni, ma dostęp do wszelkich lubianych przez siebie aktywności oraz utrzymuje kontakty społeczne z zaprzyjaźnionymi podmiotami na optymalnym dla siebie poziomie intensywności. Realizuje się wedle upodobań i ma dostęp do opieki medycznej. Jednak X żyje w niewoli i nigdy nie może opuścić wydzielonego dla niego/niej obszaru. W dodatku jest obiektem czyjejś własności.
Interesy człowieka a interesy królika
Czy jeśli X okazałby się człowiekiem, jego/jej interesy byłyby naruszone? Większość zapewne odpowiedziałaby twierdząco, gdyż wolność jest dla ludzi wartością samą w sobie. Nawet najbardziej luksusowe więzienie świata pozostaje dla człowieka więzieniem; do samej niewoli dochodzi jeszcze świadomość bycia czyjąś własnością oraz własnego uprzedmiotowienia, co u większości ludzi wywołałoby zrozumiałe uczucie poniżenia. Nie wspominając nawet o tym, że obdarzony empatią człowiek cierpiałby także za swoich bliskich pozostających w tej samej zależności.
Co jednak, jeśli X okazałby się być na przykład królikiem? Czy powiedzielibyśmy, że królik żyjący w powyżej opisanych okolicznościach jest ofiarą jakiejś niesprawiedliwości? Nawet jeżeli niektórzy Czytelnicy tak właśnie by powiedzieli, to ciężko udowodnić, że niesprawiedliwość tą subiektywnie odczuwa królik; można ją uzasadniać jedynie na podstawie subiektywnych odczuć ludzi, a nie królika. Na przykład możemy wskazać, iż posiadanie królików na własność utrwala myślenie o nich w kategorii przedmiotów, którymi możemy rozporządzać, i utrudnia dostrzeżenie ich podmiotowości. Warto zaznaczyć jednak, iż z perspektywy królika życie w komfortowej niewoli może być zdecydowanie szczęśliwsze niż na górnolotnie zwanej „wolności”.
Oczywiście świat nie składa się wyłącznie z ludzi i królików; istnieją na nim tysiące innych gatunków czujących podmiotów, a co więcej, podmioty te bardzo różnią się złożonością swego odczuwania. Zatem problem dostosowania legislacyjnego do interesów poszczególnych grup nie tylko nie jest wyczerpany, ale właściwie w ogóle nie jest podjęty wobec jakichkolwiek zwierząt poza ludźmi. Należy przy tym podkreślić, iż ludzie z pewnością nie są jedynymi, którzy cenią sobie wolność jako wartość samą w sobie, chociaż jednocześnie trzeba przyznać, że są pod tym względem w zdecydowanej mniejszości. Jednocześnie nie wolno zapominać, iż nie znaleziono dowodów na to, aby brak interesu w wolności czynił życie czy dobrostan danego podmiotu mniej ważnym. To, że królikowi nie przeszkadza niemożność podróżowania po świecie i bycie czyjąś własnością nie oznacza, że mniej ceni on swoje życie czy mniej cierpi.
Patrząc szerzej na powyższą koncepcję można dostrzec, iż tak naprawdę prawa dla ludzi również podlegają zasadzie jedynie dwóch interesów: żeby żyć oraz nie cierpieć. Ponieważ jednak ludzie są istotami samoświadomymi oraz empatycznymi, mogą oni cierpieć (a także doświadczać przyjemności) na więcej sposobów aniżeli króliki – i z tego, wedle Autora, powinna wynikać jedyna różnica w traktowaniu obu gatunków.
Interesy rolników i konsumentów a interesy zwierząt pozaludzkich
Zwierzęta hodowlane w realiach obecnego świata zarówno cierpią, jak i umierają, chociaż teoretycznie mogłyby zaznać szczęścia nie uwalniając się nawet spod jarzma swoich właścicieli. Jednak obecna konstrukcja prawa, a także brak organów, które działałyby w imieniu zwierząt i kontrolowałyby ludzi w zakresie sprawowania nad nimi władzy, niemal całkowicie uniemożliwiają poprawę ich losu. Rzecznik Ochrony Zwierząt stałby na straży właściwego przestrzegania Ustawy o Ochronie Zwierząt, posiadając więcej uprawnień i możliwości od organizacji pozarządowych, a jednocześnie kierując się w swych działaniach wyłącznie interesami zwierząt. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, dotychczas teoretycznie sprawujące pieczę nad ich dobrostanem, dba także o interes rolników, zaś Inspekcja Weterynaryjna, drugi organ stojący na straży Ustawy o Ochronie Zwierząt, zajmuje się także kontrolą produktów pochodzenia zwierzęcego. Ponieważ maksymalizacja zysków związanych z eksploatacją zwierząt jest odwrotnie proporcjonalna do ich dobrostanu, a także ponieważ przed i poubojowe badanie zwierząt służy raczej bezpieczeństwu ludzi i może co najwyżej zmniejszyć empatię względem innych gatunków, rzetelne pełnienie obu tych funkcji naraz nie jest możliwe, a wręcz powinno się wykluczać.
Pomóż nam zawalczyć o sprawiedliwość i powołać Rzecznika Ochrony Zwierząt!