rrrJakiś czas temu miałam okazję spacerować ulicami Warszawy w towarzystwie prawdziwej gwiazdy – świnki Raćki. Raćka świetnie odnalazła się w stolicy, spacerowała po Starówce eleganckim krokiem obytej celebrytki i dobre radziła sobie z pozowaniem pod zabytkami.
Sama Raćka nie jest warszawianką. To ambasadorka Fundacji Pies Szuka Domu z Sulmina. Jest świnką uratowaną z ubojni. Był najmniejsza w miocie i nie dożyłaby nawet okresu uboju, chociaż świnie zabija się w bardzo młodym wieku, kiedy tylko osiągną odpowiednią wagę. Artur Lewandowski – prezes fundacji – znalazł ją szukając świnki do zdjęcia do kalendarza z Markiem Piekarczykiem z TSA.
Warszawę zamieszkuje jednak kilka innych, nieco mniej sławnych świnek. Kilka z nich przyszło wraz ze mną na spotkanie z Raćką. Opiekunowie i opiekunki warszawskich świnek są ze sobą w kontakcie, chadzają na wspólne spacery i dyskutują na tematycznym forum internetowym. Jak widać, świnie coraz częściej znajdują one dla siebie miejsce na kanapach w polskich domach. Tak, śpią też w łóżku.
Widok świni świetnie funkcjonującej w miejskiej przestrzeni skłania do refleksji nad długofalowymi celami ruchu działającego na rzecz zwierząt. Kiedy aktywistom prozwierzęcym zadaje się pytania dotyczące przyszłości gatunków udomowionych przez człowieka – a szczególnie gatunków hodowanych przemysłowo – to dość popularna odpowiedź zawiera w sobie mniej lub bardziej konkretne przewidywania tego, że takie zwierzęta nie będą już występowały, kiedy przestaniemy eksploatować ich ciała.
Taka wizja przyszłości opiera się na założeniu, że relacje człowieka z innymi zwierzętami są relacjami typu pan-podwładny i jako takie muszą zaniknąć. Ponieważ gatunki udomowione nie są już z reguły w stanie poradzić sobie bez pomocy człowieka, to zanik relacji będzie oznaczał ich wyginięcie.
Zwolennikiem tego poglądu jest z pewnością Gary Francione, który pisał między innymi: „nie powinniśmy powoływać na świat żadnych kolejnych udomowionych zwierząt innych niż człowiek. Odnoszę te słowa nie tylko do zwierząt, które wykorzystujemy do produkcji jedzenia, odzieży czy przeprowadzania eksperymentów, itd. ale również do naszych towarzyszy innych niż ludzie”.
Z kolei Will Kymlicka i Sue Donaldson, autorzy książki „Zoopolis: A Political Theory of Animal Rights”, są zdania, że postulat doprowadzenia do wyginięcia gatunków udomowionych jest jedną ze strategicznych porażek ruchu działającego na rzecz praw zwierząt. Powodem tak zdecydowanej opinii jest chociażby to, że w ten sposób ruch alienuje całe masy swoich potencjalnych sprzymierzeńców. Wizja zniknięcia gatunków, które są ludziom tak dobrze znane, jest bardzo nieatrakcyjna dla większości społeczeństwa i przez to wykorzystują ją często osoby wrogie idei praw zwierząt, aby wykazać absurdalność i szkodliwość całego pomysłu.
Na tym jednak nie kończą się wątpliwości związane z wyginięciem gatunków poprzez abolicję ich wykorzystywania. Kymlicka i Donaldson podważają również założenie, że stosunki pomiędzy ludźmi i zwierzętami muszą z natury opierać się na eksploatacji i że zwierzęta udomowione nie mogą prowadzić dobrego życia. Ich zdaniem już obserwacja wielu zwierząt towarzyszących pozwala domniemywać, że są one ze swojego życia całkiem zadowolone. Wiele psów, kotów, fretek, królików, szynszyli czy świnek morskich z którymi mieszkamy całkiem często pokazuje nam, że są wręcz szczęśliwe!
Czy takie życie można zapewnić również zwierzętom takim jak kury, krowy, czy świnie? Trudno wyrokować co do przyszłości, ale już teraz mamy wiele schronisk i sanktuariów, które dają opiekę zwierzętom, które uniknęły śmierci w rzeźniach i po wszystkich niedolach związanych z pobytem w hodowlach i na fermach przemysłowych znalazły w końcu spokojny kąt pod troskliwym okiem ludzi. Miejsca takie dają zwierzętom szansę na nawiązanie relacji, a nawet przyjaźni międzygatunkowych, również z udziałem ludzi sprawujących opiekę.
Kolejnym problemem podniesionym przez Kymlicka i Donaldson jest temat dominacji i zależności. Zwierzęta udomowione faktycznie nie są w stanie w wielu przypadkach poradzić już sobie bez pomocy człowieka. Nie ma żadnej „natury” do której mogłyby wrócić. Ich zdaniem jednak sam fakt istnienia relacji związanej z zależnością od kogoś nie powinien być traktowany jako problem. Ludzie również są zależni od innych ludzi, a każdy z nas na różnych etapach życia wymaga opieki innych i nie byłby w stanie bez takiej opieki przetrwać.
O ile sposób w jaki zależność od człowieka przejawia się obecnie jest często przykładem na odbieranie zwierzętom jakiejkolwiek godności, tak zależność od innych czy konieczność korzystania z opieki nie musi być wcale tożsama z utratą godności. Pomoc w zaspokojeniu pewnych podstawowych potrzeb daje zwierzętom szansę na realizowanie innych potrzeb we własnym zakresie i tym samym w pełni realizować swoją podmiotowość.
Kymlicka i Donaldson przytaczają dość interesującą analogię dla dyskusji na temat przyszłości zwierząt hodowlanych. Zwracają uwagę, że w trakcie debaty nad zakończeniem niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych wielu abolicjonistów również uważało, że sprawiedliwość wymaga próby cofnięcia czasu. Jeśli uznamy, że niesprawiedliwym było porywanie ludzi z Afryki to teraz powinniśmy znów ich do Afryki zawieźć.
Jak już wiemy, nie było to rozwiązanie jedyne. Zamiast robić krok w tył, można było zrobić krok do przodu i wysunąć postulat tworzenia sprawiedliwego i opartego na równości społeczeństwa oraz uczynić z byłych niewolników pełnoprawnych jego członków. Autorzy „Zoopolis” uważają, że podobne etyczne wyzwanie stoi przed nami w związku z problemem zwierząt hodowanych przemysłowo.
Zakreśliłam tylko część uwag, jakie Kymlicka i Donaldson zawarli w swojej książce, którą uważam osobiście za jedną z absolutnie najważniejszych pozycji dotyczących teorii praw zwierząt. Wiele pomysłów obojga autorów jest atrakcyjnych już na poziomie abstrakcyjnym, ale kiedy spaceruje się po ulicach w towarzystwie świnki świetnie odnajdującej się wśród ludzi, psów i zgiełku samochodów, rodzi się poczucie, że to faktycznie może zadziałać.
Chyba wolę wyobrażać sobie przyszłość z jeszcze większą ilością Raciek na ulicach Warszawy niż przyszłość w której takich Raciek miałoby w ogóle nie być.
Dobrusia Karbowiak
19.04.2014