W zeszły piątek, tj. 22 października, na stronie Gazety Wyborczej pojawił się artykuł o kontrowersyjnym tytule “Peskatarianie mają rację. Dlaczego jedzenie ryb jest bardziej etyczne od jedzenia innych mięs”. Tekst przedstawia problem jedzenia ryb w zakrzywionym zwierciadle i może wprowadzać czytelników w poważny błąd, dlatego postanowiliśmy wyjaśnić pewne kwestie – oto nasza odpowiedź na wyżej przytoczony artykuł.
Kto jest autorem tekstu?
Sporny artykuł został początkowo opublikowany w czasopismie “The Conversation”, a wyszedł spod pióra Martina Cohena –- autora wielu innych tekstów, wśród których można wymienić choćby “Why we shouldn’t all be vegan?” (“Czemu nie wszyscy powinniśmy być weganami?”) oraz “The dark side of plant-based food – it’s more about money than you may think” (“Ciemna strona roślinnego jedzenia – w tym wszystkim chodzi o pieniądze bardziej niż myślisz”). Wystarczy przejrzeć tytuły artykułów Cohena, aby poznać jego pełne sceptycyzmu poglądy na roślinne odżywianie. Nic więc dziwnego, że również i tekst o etyczności jedzenia ryb niewiele ma wspólnego z humanitarnym podejściem do tych zwierząt.
Jezus nie wybrał uczniów spośród rzeźników, ale spośród rybaków już tak.
Co, zdaniem Martina Cohena, świadczy o odmiennym podejściu Biblii do ryb niż do zwierząt lądowych oraz o większym przyzwoleniu na zabijanie ryb. Zwróćmy tu uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, Biblia jasno mówi, że wszystkie zwierzęta są umiłowanymi stworzeniami Boga – możemy więc zgadywać, że Bóg nie chce ich krzywdy, niezależnie od ich gatunku. Po drugie, ryba jeszcze do niedawna była pożywieniem typowym dla ludzi ubogich – to właśnie dlatego Jezus wybiera swoich uczniów spośród rybaków. Z tego samego powodu post w katolickim ujęciu dopuszcza jedzenie ryb – nie chodzi w nim o to, żeby jeść bezmięsnie; chodzi o to, żeby jeść jak ludzie ubodzy.
Ryby a środowisko
Według Cohena, kluczowy argument przeciwko spożyciu mięsa, jakim jest wpływ hodowli zwierząt lądowych na środowisko naturalne, dotyczy ryb w znacznie mniejszym stopniu. Czy to prawda? Weźmy jako przykład hodowlę łososi. Oto krótki przegląd faktów dotyczących tej gałęzi akwakultury oraz jej wpływu na środowisko:
- Łososie, jako ryby mięsożerne, muszą być karmione innymi rybami, które poławia się bezpośrednio ze środowiska naturalnego. Przeciętny hodowany łosoś zjada w ciągu życia od 100 do nawet 300 innych ryb, a więc jego wpływ na problem przełowienia oceanów jest ogromny.
- Kilka miesięcy temu jedna z prowincji Argentyny, Tierra del Fuego, wprowadziła częściowy zakaz hodowli łososi. Powód? Hodowcy stosowali ogromne ilości antybiotyków, które wyniszczały środowisko wodne nie tylko Argentyny, ale też sąsiadującego z nią Chile.
- W ostatnich latach dzikie łososie żyjące u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej znalazły się na skraju wyginięcia za sprawą ferm łososi, które stanowią źródło chorób oraz zanieczyszczeń zabijających dzikie ryby.
Już te trzy punkty jasno pokazują, że spożywanie ryb nie jest obojętne środowisku – a przecież nie dotarliśmy nawet do zaśmiecania oceanów sieciami rybackimi, wymierania ssaków wodnych ani trałowania dennego.
Czy hodowla ryb wpływa na klimat?
Oczywiście. Według NASA, rosnący w wodzie fitoplankton odpowiada za pochłanianie dwutlenku węgla w równym stopniu co drzewa i inne rośliny lądowe. Wyniszczanie środowiska wodnego przez fermy ryb wpływa również na obumieranie planktonu, a co za tym idzie, oddalanie się od równowagi klimatycznej.
Autor umniejsza jednak skalę problemu, twierdząc że przecież każda działalność człowieka ma wpływ na środowisko naturalne – w tym również uprawa roślin takich jak kukurydza czy soja. Jest to o tyle ciekawe spostrzeżenie, że obydwa przytoczone gatunki roślin wykorzystuje się między innymi jako paszę dla zwierząt. Kukurydzą i soją karmi się nie tylko kury i świnie, ale też liczne gatunki ryb, w tym te najpowszechniej hodowane w Polsce: karpie oraz pstrągi tęczowe. Hodowla zwierząt – czy to lądowych, czy morskich – przyczynia się więc do zwiększenia skali upraw roślin, co prowadzi do wyniszczania środowiska naturalnego pod uprawy. Paradoksalnie dieta tradycyjna (zawierająca mięso) przyczynia się do zużycia większej liczby terenów uprawnych niż dieta roślinna.
Ryby a głód na świecie
W artykule Cohena możemy przeczytać, że “Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) bezpieczeństwo żywnościowe to nie tylko produkcja żywności, lecz także fizyczna dostępność wystarczającej ilości bezpiecznego i pożywnego pokarmu zaspokajającego potrzeby żywieniowe”. Oczywiście w pełni się z tą opinią zgadzamy. A co mają do tego ryby?
Jak już wspomnieliśmy, hodowla ryb przyczynia się do przeławiania oceanów – aby wyżywić hodowlane łososie, ale też pstrągi, tuńczyki i wiele innych gatunków ryb hodowlanych, masowo odławia się z oceanów ryby dzikie. Łowiska w wysoko rozwiniętych regionach świata już dawno zostały jednak spustoszone, a połowy na nich są objęte ścisłymi ograniczeniami ilościowymi. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w regionach ubogich, takich jak środkowa Afryka czy Azja południowa. To właśnie tam ogromne statki rybackie dokonują masowych połowów. Skutek? Opróżniają się łowiska, które od pokoleń żywiły lokalnych mieszkańców, a nad całymi regionami pojawia się widmo głodu. Taki scenariusz powtarza się w kolejnych częściach świata. Problem został udokumentowany między innymi przez The New Yorker w przejmującym reportażu “How Fish-Meal Production Is Destroying Gambia’s Waters”.
Ryby cierpią
Co ciekawe, w artykule dotyczącym etyki jedzenia ryb autor ani słowem nie wspomniał o najbardziej podstawowej kwestii – cierpieniu samych ryb. Choć jeszcze niedawno temat wydawał się wątpliwy, środowisko naukowe osiągnęło już konsensus w tym temacie: ryby są zdolne do odczuwania bólu na poziomie zarówno psychicznym, jak i fizycznym. A w warunkach hodowli przemysłowej ból ten towarzyszy im na każdym kroku. Śledztwa organizacji prozwierzęcych na fermach ryb dostarczają makabrycznych obrazów: ryby atakujące się nawzajem, pozbawione oczu i płetw, pokryte pasożytami, przetrzymywane poza wodą, rzucane i kopane przez pracowników, duszone lub zamrażane żywcem. Żadne zwierzę nie zasługuje na takie traktowanie.
Wbrew wnioskom Cohena, za odstawieniem ryb stoją dokładnie te same argumenty co za odstawieniem mięsa zwierząt lądowych. Hodowle ryb niszczą środowisko na równi z fermami zwierząt lądowych. Ryby czują ból na równi ze zwierzętami lądowymi. Nie zamykajmy oczu na ich cierpienie.
Źródła:
https://theconversation.com/profiles/martin-cohen-406203/articles
https://www.fao.org/fishery/affris/species-profiles/rainbow-trout/feed-formulation/en/