Zaczęło się od biegunki, która chyba jest zaraźliwa (i to na bardzo duże odległości), bo jej fotograficzna dokumentacja wywołała biegunkę rozemocjonowanych komentarzy. Biegunkę u lisów zaś wywołały pasożyty kokcydiozy, które dopadły Jasia i Małgosię jeszcze na fermie. Po podaniu leku, probiotyków i specjalistycznej karmy, liski szybko zaczęły wracać do formy. Kupy stały się twardsze niż ze spiżu, a rodzeństwo odzyskało swój wrodzony wigor eksploratorów. Znów były włażenia na regały z książkami i próbowanie (najczęściej zębami) tomów tzw. literatury pięknej.
Niestety wkrótce pojawiły się nowe problemy. Jaś, który jest szczególnie ciekawską istotą, z powodu braku leczenia w fazie tuż pourazowej, bardzo często rani sobie źle zaleczonego kikuta. Wystający fragment kości strzałkowej (nieco dłuższy od piszczelowej), zlokalizowany tuż pod skórą, przecina często cienką w tym miejscu tkankę. Na podłodze coraz częściej pojawiają się więc krwawe plamy.
Próbowaliśmy zakładać opatrunek, ale nie ma takiego opatrunku, którego Jasiek by nie zdjął w ciągu kilkunastu sekund od założenia. Inna rzecz, że żeby założyć ten opatrunek potrzebne są przynajmniej trzy osoby. Taki to z Jaśka niby nieporadny kaleka.
Można by próbować z kołnierzem, jaki otrzymują psy po sterylizacji/kastracji, żeby nie rozlizały sobie świeżej rany. Przypuszczamy jednak, że i z taką przeszkodą nasz lisi rozbójnik by sobie poradził szybko. Przede wszystkim zaś na dłuższą metę nie byłoby to odpowiednie rozwiązanie.
Z założeniem protezy warto poczekać aż Jaś przestanie rosnąć, ale sama proteza również nie gwarantuje braku urazów. Po konsultacjach w klinikach weterynaryjnych uznaliśmy, że najlepszym wyjściem będzie głębsza amputacja. Jasiek i tak się nie podpiera się niemal w ogóle na kikucie, który tylko powoduje ból przy stawianiu. Poza tym na trzech nogach Lisi Chłopak radzi sobie znakomicie.
Ale i z operacją nie będzie łatwo. Jasiek ma bowiem bardzo kiepskie wyniki wątrobowe (AST 319 przy normie do 75 i ALT 490 przy normie do 230), co wyklucza zrobienie zabiegu chirurgicznego teraz. Małgosia też ma problem z wątrobą, ale nieco mniejszy (AST 91,9, a ALT 91,8). Od piątku oboje więc otrzymują kolejne leki, które mają poprawić stan wątroby. Za 10 dni zrobimy im ponownie badania krwi i wtedy okaże się czy będzie można przeprowadzić operację.
Chcemy by podczas jednego zabiegu przeprowadzić także kastrację Jasia. Małgosia zostanie z kolei wysterylizowana. Jest to konieczne, ponieważ dorastający Jaś zaczyna dobierać się Siostry, a my nie planujemy rozkręcać hodowli. Sterylizacja czy kastracja, podobnie, jak u psów czy kotów, ma też znaczenie zdrowotne (wyklucza ryzyko nowotworów narządów rozrodczych) i psychiczne (uwalnia od traumy urojonych ciąż czy trudnego czasu cieczki).
Sąsiedzi jeszcze się nie skarżyli, ale zabawy Jasia i Małgosi robią się coraz głośniejsze, a co istotne ich intensywność jest największa nocą. Widać, że to zwierzęta, które w naturalnych warunkach żyją na ogromnych przestrzeniach. Dlatego też ich mocz ma bardzo ostry zapach. Komunikują się w ten sposób z innymi lisami oraz znaczą swoje rewiry.
Trudno się więc dziwić, że na małych przestrzeniach roznosi ich energia. A co dopiero mówić o warunkach fermowych, gdzie stłoczone na metrze kwadratowym, chodząc w kółko po podłodze zrobionej z kraty, nie są w stanie w najmniejszym stopniu realizować swoich naturalnych potrzeb – biegania, kopania, samotnych wędrówek. Niewątpliwie te warunki powodują często zaburzenia psychiczne, jak choćby to, którego ofiarą padli Jaś i Małgosia. Ich Matka najprawdopodobniej zagryzła część miotu, a Jasiowi i Małgosi odgryzła kończyny. Jest to wynik patologicznych warunków, w jakich utrzymywane są lisy, ale także inne zwierzęta hodowlane.
Powstająca już, dzięki Waszej pomocy, obszerna woliera z wybiegiem też nie będzie odpowiadała rozległością naturalnemu lisiemu środowisku. Tym niemniej robimy wszystko, by w jak największym stopniu naturalne warunki zostały odtworzone. Będzie więc miejsce do kopania, będzie też gotowy tunel i dwa osobne (lisy to nie są zwierzęta stadne) domki. Na terenie wybiegu rosną drzewa i krzewy. Wszystko oczywiście zostanie odpowiednio zabezpieczone. Mamy zapewnienie, że pierwszy moduł z domkami będzie gotowy pod koniec najbliższego tygodnia, a jeszcze przed październikiem ukończona zostanie cała lisia rezydencja.
Jeszcze raz dziękujemy Wam za niezwykłą pomoc, jakiej się nie spodziewaliśmy! Jesteście Wspaniali!