Jesteśmy przyzwyczajeni, że wystarczy wejść do sklepu i można kupić praktycznie wszystko, co się zechce. Nie inaczej jest w przypadku ryb. Z karpiem sprawa jest jeszcze prostsza, w okresie świątecznym możemy go kupić nawet prosto z ulicy. Jednak jaką drogę musi on przejść, żeby znaleźć się na wigilijnym talerzu? Z czym wiąże się sprzedaż żywych karpi?

W Polsce co roku hoduje się i sprzedaje około 13 milionów karpi. Większość z tego, bo 80%, stanowią ryby przeznaczone na wigilijny stół. A skąd karp wziął się na liście wigilijnych dań? Tradycja ta została zapoczątkowana w PRL-u, jako, że karp był tani i łatwy w hodowli, państwo było w stanie zagwarantować każdemu obywatelowi i obywatelce właśnie tę rybę na święta. Hasło “Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce” stało się początkiem tradycji, sięgającej dnia dzisiejszego.

Hodowla karpia

Karpie hoduje się w ramach chowu ekstensywnego, który jest najbardziej  zbliżony do naturalnego i ma miejsce w stawach ziemnych. W tej formie hodowli często jednocześnie hoduje się kilka gatunków ryb w tych samych zbiornikach.

Fot. Andrew Skowron

Karp należy do gatunków o dużej płodności. Od jednej samicy w zależności od wieku można uzyskać od 200 tys. do nawet 500 tys. szt. wylęgu (małych karpików). Tarło, czyli naturalny rozród, przeprowadzane jest, gdy temperatura wody osiągnie około 18°C. Wykorzystuje się do tego specjalne stawy zwane tarliskami. Na jedno tarlisko wpuszcza się jedną samicę i dwa samce lub dwie samice i trzy samce. Tarło powinno się odbyć w ciągu kilku dni od momentu wpuszczenia ryb.

Po wykluciu karpików z ikry są one przenoszone do innego stawu. W ciągu życia będą przenoszone między stawami jeszcze kilka razy, zanim wyruszą w podróż do naszych sklepów. 

Fot. Andrew Skowron

Produkcja karpi w Polsce w ostatnich latach utrzymuje się na poziomie 1000-1500 kg/ha, co oznacza, że na jednym hektarze stawu hoduje się między 600 a 1000 karpi. Odłów ryb zaczyna się w październiku, kiedy temperatura wody spadnie poniżej 12°C.

Transport

Po odłowieniu kolejnym etapem podróży jest tzw. odpicie ryb przed ich transportem. W trakcie tego procesu skrzela ryb zostają oczyszczone z zanieczyszczeń mechanicznych i skóry, a ich przewód pokarmowy opróżnia się z pokarmu. Odpijanie pozwala rybom na powrót do zachwianej uprzednio równowagi fizjologicznej.

Fot. Andrew Skowron

Gdy ryby są już gotowe do transportu, przychodzi czas na przełożenie ich do basenów mieszczących ok. 120-540 osobników. Zależnie od temperatury – im niższa, tym więcej ryb wkłada się do tego samego zbiornika. Dzięki temu, że tlen  przenika do wody, możliwy jest ich transport 1–2 h bez natleniania wody, ale woda musi być zimna, a ryb nie powinno być więcej niż 1 karp na ok. 7 l. Nie istnieją jednak żadne regulacje, które pozwalałaby kontrolować ten proces, tak by nie był on szkodliwy dla ryb.

Sprzedaż żywych karpi

Po dowiezieniu ryb na miejsce konieczne jest ponowne przełożenie ich do stacjonarnego basenu w sklepie, gdzie będą czekać na to, aż ktoś je kupi. Sprzedawcy muszą pamiętać o odpowiednim natlenieniu, ponieważ przechowywanie ryb w zbiornikach stacjonarnych bez dodatkowego natleniania jest ryzykowne i może skutkować śmiercią ryb przez uduszenie. Żywe ryby w dużym zagęszczeniu i w zimnej wodzie mogą przetrwać do 30 godzin.

Fot. Andrew Skowron

W tym czasie ryby powinny zostać sprzedane w sklepie. Jednak sprzedaż żywych ryb nie została objęta konkretnymi normami prawnymi, które uwzględniałyby dobrostan ryb. Zwykle sprzedaje się je w plastikowych siatkach z minimalną ilością wody i w ten sposób są transportowane do domów konsumentów, pomimo, że już dawno zostało to uznane za znęcanie się nad zwierzętami.

Skąd wynikają nieprawidłowości w sprzedaży żywych karpi?

Według prawa, konieczne jest zapewnienie zwierzętom dobrostanu, czyli komfortu biologicznego, fizycznego i psychicznego zwierząt na każdym etapie hodowli i sprzedaży. Jednak aktualne regulacje obowiązujące w Polsce nie obejmują ryb. Jedyne normy transportowe dotyczą niektórych gatunków z rodziny łososiowatych. Ostatnia norma dotycząca przewozu żywych karpi pochodzi z początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i przestała już dawno obowiązywać.

Brak odpowiednich regulacji prawnych sprawia, że handlowcy często nie wiedzą, jak poprawnie przewozić, przechowywać i sprzedawać żywe ryby. W przeważającej liczbie przypadków ryby umieszcza się w niewielkich zbiornikach i w dużym zagęszczeniu. Dodatkowo zbiorniki nie są wyposażone w żaden system uzdatniania wody poza jej nieefektywnym napowietrzaniem. Wiąże się to oczywiście z cierpieniem ryb, które są stłoczone i muszą walczyć o każdy oddech.

Fot. Andrew Skowron

Karpie sprzedawane są w plastikowych siatkach, w których duszą się z powodu zbyt małej ilości wody. Następnie przetrzymywane są w wannach, czy miskach w nieodpowiednich dla nich warunkach, co prowadzi do ich cierpienia i dużego stresu. Następnie zabijane są przez amatorów, którzy nierzadko nie wiedzą co robią i nie potrafią uśmiercić zwierzęcia bez zadawania zbędnego bólu.

Mimo że pod wpływem klientów i organizacji prozwierzęcych handlowcy coraz częściej zwracają uwagę na sposób, w jaki transportuje i przetrzymuje się żywe ryby, nadal nie przekłada się to na rzeczywiste polepszenie sytuacji. Częstym widokiem są miski z wodą postawione na parkingu, czy ulicy, w których ryby duszą się na oczach przechodniów. Jednym rozwiązaniem tej sytuacji jest całkowity zakaz sprzedaży żywych ryb, bo tylko dzięki temu będzie można skutecznie ograniczyć cierpienie zwierząt.

Warszawa 2018