W środę 16.04 na witrynie Pierwszy Portal Rolny ukazał się wywiad z wiceprezesem Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, panem Piotrem Lisieckim
Cała wypowiedź jest dość tendencyjna – oczywistym jest, że w interesie wiceprezesa KIPDiP będzie zachwalanie najpowszechniejszego systemu produkcji jaj – systemu klatkowego, stanowiącego ok. 90% całej polskiej produkcji. Kilka fragmentów wypowiedzi jest jednak tak rażących i traktujących czytelników jak osoby mało inteligentne, że aż dopraszają się o nasz komentarz.
O ile cieszymy się, że pan Lisiecki tak bardzo martwi się o kondycję polskiej gospodarki, o tyle dziwi nas fakt, że porównuje on żyjące stworzenia do maszyn i nie dostrzega różnic między nimi. Naszym zdaniem fakt, iż Unia Europejska podwyższa standardy dobrostanu zwierząt, a także „nadgorliwie” je egzekwuje świadczy o tym, że społeczeństwo jest coraz bardziej świadome tego, że zwierzęta to nie maszyny, tylko żywe organizmy zdolne do odczuwania bólu, strachu, czy radości.W odpowiedzi na pytanie o kondycję polskiej branży jajczarskiej pan Lisiecki ubolewa nad wydatkami, które polscy hodowcy musieli poczynić na wymianę klatek w celu polepszenia dobrostanu i narzeka, iż rzekomo żadna inna branża nie podlega tak ścisłym wymogom (np. lotnictwo).
Jak każde zwierzę, kura posiada szereg potrzeb gatunkowych (m. in. potrzebę kąpieli piaskowych czy grzebania w ziemi), których realizacja jest niezbędna do zapewnienia jej optymalnych warunków hodowlanych, czyli tzw. dobrostanu. Nowe ustawodawstwo unijne, wymuszające na producentach jaj wymianę klatek dla niosek na takie, które przynajmniej w teorii spełniają choć w minimalnym stopniu potrzeby behawioralne kur, nie jest kolejnym bezsensownym prawem europejskim, lecz krokiem ku polepszeniu życia tych zwierząt na fermach przemysłowych. Co więcej, polscy hodowcy mieli ponad dekadę na dostosowanie się do nowych wymogów. Fakt, iż w 2012 roku ponad 30% z nich nie dotrzymało ram czasowych okresu przejściowego nie świadczy źle o ustawodawstwie, lecz o samych hodowcach.
Choć zdecydowanie uważamy, że „szczęśliwe kury” to nie jest wymysł „ekologów”, a nieśność kury nie zależy wyłącznie od zapewnienia dobrych warunków (o tym za chwilę), w jednym możemy na pewno zgodzić się z panem Lisieckim: znoszenie jaj to nie wyścigi konne. Dlatego też uważamy, że intensywna produkcja jaj w systemach zamkniętych, tzn. systemie ściółkowym i klatkowym nie ma prawa bytu, ponieważ cykl fizjologiczny kur manipulowany jest w taki sposób, by przyśpieszyć i zwiększyć ilość znoszonych jaj. Nie dość, że pracuje się nad wyprowadzaniem coraz to bardziej wydajnych ras kur niosek, cechujących się dużą nieśnością oraz dobrym znoszeniem warunków systemów zamkniętych; nie dość, że podaje się kurom specjalnie opracowaną mieszankę paszową, która polepsza ich „wydajność”; nie dość, że manipuluje się cyklem świetlnym w kurnikach tak, by dzień trwał możliwie najdłużej i zwierzęta były w stanie aktywności, to jeszcze ogranicza się do niezbędnego minimum przestrzeń życiową kur, by możliwe było upchnięcie jak największej dopuszczalnej rozporządzeniem ilości zwierząt na metrze kwadratowym, co spowoduje jeszcze większą minimalizację kosztów produkcji i maksymalizację zysków.
Dla nas te wszystkie zabiegi wpływające na zmiany w fizjologii kur, a mające na celu oszukanie natury, to trochę właśnie te wspomniane wyścigi konne. Faktem jest, że kury mające dostęp do wybiegu cechują się niższą nieśnością. Ale nie wynika to ze złych warunków chowu zwierząt, lecz z zastosowania w systemach otwartych innych niż w systemach zamkniętych ras niosek. Rasy te charakteryzują się z założenia nawet o połowę niższą nieśnością. Przypisywanie w tym wypadku wiodącej roli systemowi chowu jest zwyczajną manipulacją.
W tym miejscu wypadałoby również przypomnieć nasze śledztwo, pokazujące dokładnie jakie to „doskonałe warunki bytowania” zapewniają kurom nioskom polscy hodowcy. I o ile jesteśmy się w stanie zgodzić, że zaniedbania takie jak zalegające zwłoki niekoniecznie muszą powszechnie występować na każdej fermie produkującej jaja w systemie klatkowym, o tyle wydziobywanie piór, uszkodzenia kloaki, rany dziobów i pazurów oraz ogólne wycieńczenie zwierząt są dobrze znanymi problemami systemowymi, występującymi na każdej fermie, o czym zresztą PPR, jako portal branżowy, pisał niejednokrotnie. Posługując się więc metaforą ogrodu zoologicznego, do której odwoływał się również pan Lisiecki – jeżeli miałyby one zapewniać zwierzętom tak cudowne warunki jakie zapewnia się w systemie klatek wzbogaconych, to wolelibyśmy, żeby zwierzęta w zoo nie rozmnażały się wcale.
Na sam koniec pozwolimy sobie skomentować jedną z ostatnich wypowiedzi pana Lisieckiego, która jest swoistym zwieńczeniem tego jakże obiektywnego wywiadu. Na pytanie o to, czy kury to inteligentne zwierzęta redakcja portalu otrzymała takową odpowiedź: „Hmm … Inteligencję kur najlepiej opisuje przysłowie o ptasim móżdżku.”
No cóż…jeżeli pan Lisiecki, jako wiceprezes KIPDiP, swoją wiedzę czerpie z przysłów ludowych, to możemy tylko pogratulować i zacytować jeszcze kilka równie trafnych porzekadeł: Będą takie mrozy, że przymarznie cap do kozy; Czapka na uchu, a wesz na brzuchu; Jak się matka z córką zgłosi, tak się koniec grudnia nosi; i nasze ulubione: A co po czyjej wielkości, jak nie ma w głowie mądrości.
Monika
21.04.2014