Philadelphia, 06.05.2020
Paweł Rawicki
Stowarzyszenie Otwarte Klatki
Ul. Grottgera 16/1
60-758 Poznań
Tel. 517-784-202
Jan Krzysztof Ardanowski
Minister Rolnictwa
Ul. Wspólna 30
00-930 Warszawa
Szanowny Panie Ministrze,
w Dniu Flagi zamieścił Pan na swoim profilu facebookowym wpis „O zwierzętach (i ludziach) słów kilka”, który wzbudził dużo emocji. Nie ukrywam, że również mnie zaskoczyły niektóre Pana twierdzenia, dlatego zdecydowałem się odpowiedzieć. Chciałbym jednak na wstępie zadać Panu proste pytanie: czy wierzy Pan, że jutrzejszy świat może być dzięki naszym (jako społeczeństwa) działaniom lepszy niż świat dzisiejszy? Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, to proszę nie kłopotać się dalszym czytaniem. Jednak jeśli tak jak ja wierzy Pan, że możemy starać się, aby świat wokół nas był lepszy i szczęśliwszy, bardzo proszę przeczytać to, co chciałbym Panu przekazać.
Na wstępie zaznaczę, że łączenie wegetarianizmu z Hitlerem czy też obrony zwierząt z NSDAP jest po prostu podłe i trudno mi uwierzyć, że Pan naprawdę tak uważa. Moja wiara, że ludzie są z gruntu dobrzy jest bardzo głęboka, dlatego nie jestem w stanie przyjąć, że Pan naprawdę chce stosować takie porównania i uproszczenia. Chciałbym, aby spojrzał Pan na sprawę z zupełnie innej strony. Aby zrozumiał Pan naprawdę, o co walczą w Polsce organizacje prozwierzęce oraz przede wszystkim, na czym nam, stowarzyszeniu, które zajmuje się zwierzętami hodowlanymi, zależy.
Wiele ferm funkcjonuje, skażając środowisko, produkując żywność kiepskiej jakości, nie respektując przepisów weterynaryjnych, sanitarnych, dobrostanu zwierząt i tylko dzięki temu są względnie konkurencyjne. Polskie prawo musi być poprawione w tym względzie i precyzyjnie, zdecydowanie respektowane – to są Pana słowa. Tak na temat ferm przemysłowych, które wówczas dopiero wchodziły do Polski, wypowiedział się Pan w 2009 roku w wywiadzie do filmu dokumentalnego „Pig Business”. Dziś zamiast walczyć o to, o co sam Pan postulował, skupił się Pan na zwalczaniu organizacji prozwierzęcych, choć one na pewno nie są Pańskim wrogiem.
Nie zależy mi na atakowaniu Pana i nie podoba mi się ubliżanie Panu w mediach społecznościowych. Ale co Pan zrobił, aby podjąć dialog z organizacjami, walczącymi o prawa zwierząt, które również są obiektami ataków? Dlaczego powtarza Pan zarzuty wysnuwane przez branżę futrzarską, ale nie wyciąga ręki do drugiej strony, aby mieć pełen obraz sytuacji?
Tak naprawdę mamy więcej wspólnego, niż się Panu wydaje. Nasz wspólny cel to silne polskie rolnictwo, które zapewni Polakom najwyższej jakości żywność. Różni nas wizja tego rolnictwa oraz sposoby osiągnięcia tego celu. Wbrew temu, co powtarzają media opłacane przez branżę futrzarską, rolnicy nie są wrogiem organizacji, takich jak Otwarte Klatki. Spotkaliśmy przez lata naszych działań wielu rolników, którzy właśnie u nas szukali wsparcia w sytuacji zagrożenia sąsiedztwem fermy przemysłowej. Różni nas wizja silnego rolnictwa, ale to właśnie o tym powinniśmy rozmawiać, a nie obrzucać się bezpodstawnymi zarzutami. Rolnictwo oparte na przemysłowej hodowli zwierząt nie ma przyszłości, ponieważ kryzys klimatyczny oraz oczekiwania konsumenckie w sprawie dobrostanu zwierząt stoją z nim w sprzeczności. Naszym celem nie jest jednak „niszczenie polskiego rolnictwa”. Tym, o co walczymy, jest stopniowe podnoszenie dobrostanu zwierząt na fermach, czyli dokładnie tym, czego oczekują konsumenci. Naszym celem jest doprowadzenie do inwestowania przez Polskę w nowoczesne rolnictwo, które opierać się będzie na innowacjach żywnościowych i naukowych. Firma konsultingowa A.T. Kearney w swoim raporcie „How Will Cultured Meat and Meat Alternatives Disrupt the Agricultural and Food Industry” przewiduje, że w roku 2040 udział tradycyjnego mięsa w globalnej produkcji spadnie do 33% na rzecz roślinnych alternatyw i mięsa hodowanego komórkowo. Jeśli nie postawimy już w tej chwili na innowacje, to polskie rolnictwo zostanie zepchnięte na margines. To są realne problemy i wizje, o których powinniśmy rozmawiać, a nie o tym, czy Hitler był wegetarianinem. Czy naprawdę nie jesteśmy w stanie podebatować o możliwości zwiększenia dobrostanu kurczaków na fermach przemysłowych? Czy nie jesteśmy w stanie rozmawiać o odchodzeniu od kastracji prosiąt czy od kojców porodowych na rzecz lepszych rozwiązań? Polska gospodarka nie zależy od tego, ile zwierząt ściśniemy na jak najmniejszej powierzchni. Szczęście polskich rodzin nie zależy od hodowli kurczaków, które są tak ciężkie, że nie potrafią nawet stać na własnych nogach.
W ciągu ostatniej dekady w całej Polsce miało miejsce kilkaset lokalnych protestów przeciwko budowie ferm przemysłowych. Wbrew narracji branży futrzarskiej, brali w nich udział nie miastowi, którzy sprowadzili się na wieś, lecz rdzenni mieszkańcy polskich wsi, którzy czują się zagrożeni takim sąsiedztwem. Woli Pan udawać, że problemu nie ma, mówiąc, że do zapachu wsi trzeba się przyzwyczaić. Może Pan uważać, że budowanie ferm przemysłowych jest ważniejsze od zdania lokalnych społeczności, ale jest Pan im, jako minister rolnictwa, winien przynajmniej wyjaśnienie. Nie podjął Pan żadnego dialogu w tej sprawie. W 2018 roku odwiedził Pan hodowcę norek w miejscowości Noskowo, spędzając przyjemnie czas w otoczeniu lokalnych biznesmenów. Tymczasem zaledwie cztery kilometry dalej w Kawęczynie od kilku lat mieszkańcy walczą przeciwko powstaniu fermy drobiu na milion kurczaków, którą chciałby tam zbudować hodowca Rajmund Gąsiorek. W Kawęczynie ma on już dwie fermy norek – obie na ok. 200 tysięcy zwierząt, obie w odległości 400-500 metrów od domów, a ferma drobiu ma być jeszcze bliżej. Zamiast poznać problemy mieszkańców Kawęczyna, w tym również rolników, zdecydował się Pan spędzić czas właśnie z Rajmundem Gąsiorkiem.
Pański wpis dotyczył jednak głównie innego problemu: interwencji organizacji prozwierzęcej, a przede wszystkim odbioru interwencyjnego zwierząt. Nie mogę wypowiadać się za wszystkie organizacje, dlatego podkreślam, że piszę to wyłącznie w imieniu Otwartych Klatek: nie zależy nam na odbieraniu zwierząt bez wiedzy ich właściciela i inspekcji weterynaryjnej czy policji. Takie sytuacje to zazwyczaj ostateczność, kiedy zagrożenie życia zwierzęcia jest oczywiste i wymaga podjęcia szybkich działań. Nie jestem w stanie zapewnić, że nie zdarzają się źle działające organizacje czy nieodpowiednio przeprowadzone interwencje. W takich sytuacjach powinna po prostu wkroczyć policja, jednak wie Pan dobrze, że są to przypadki jednostkowe. Praktyka w prowadzeniu interwencji, zwłaszcza w przypadku zwierząt hodowlanych, pokazuje, że zaangażowanie policji czy inspekcji weterynaryjnej jest bardzo trudne. Ta ostatnia ma braki kadrowe, a policja nie ma pojęcia, co ma robić w takich sprawach. Zdarzyły się nam również sytuacje, kiedy pracownik inspekcji weterynaryjnej ostrzegał właściciela hodowli, że dostali zgłoszenie i muszą do niego jechać, niech więc posprząta szybko, co trzeba. W tej trudnej sytuacji organizacje ochrony zwierząt robią po prostu, co mogą. Alternatywą jest pozostawienie hodowli zwierząt bez żadnego nadzoru społecznego. Posłużę się przykładem, aby pokazać co to oznacza: w połowie 2019 roku inspektorzy Otwartych Klatek dostali anonimową informację o chorym lisie na fermie w Karskach. Na miejscu można było go zobaczyć przez płot. Miał on otwarte złamanie łapy i właściwie nie był w stanie się poruszać. Pozostanie w klatce oznaczało dla niego powolną agonię. Nie wychwyciła go inspekcja weterynaryjna, ponieważ kontrole są zbyt rzadkie. Lis został odebrany z fermy, otrzymał imię Maciek, a hodowca zmierzy się z zarzutem znęcania się nad zwierzęciem poprzez nieleczenie go. Dziś Lis Maciek żyje w przestronnej wolierze w gospodarstwie na Dolnym Śląsku i łączy go bliska przyjaźń z psem Klarą. Może Pan uznać, że to, co piszę jest infantylne, ale nie da się zaprzeczyć faktom: gdyby nie interwencja, lisa Maćka czekałaby powolna śmierć w klatce. Pan proponuje, aby organizacjom zabrać możliwość interwencji. W Pańskiej wizji lis Maciek nie gania za piłką, lecz leży skulony w klatce, czekając na śmierć. To właśnie oznaczają Pańskie propozycje.
Napisałem we wstępie, że łączy nas więcej, niż Pan myśli i że mamy dużo tematów, nad którymi moglibyśmy wspólnie pracować. W każdej współpracy są jednak pewne granice – dla nas jest to hodowla zwierząt na futro. W tej hodowli nie ma przestrzeni na poprawę dobrostanu. Konieczny jest zakaz trzymania lisów, norek, jenotów w małych klatkach, ponieważ taki system hodowli nie jest w stanie spełnić ich potrzeb gatunkowych. Oczywiście może Pan mieć inne zdanie i możemy się spierać, jednak niedopuszczalne jest dla nas, aby wspierał Pan hodowców norek jako reprezentantów polskiego rolnictwa. To nie są rolnicy. Produkcja futer to nie rolnictwo, lecz przemysł. Branża futrzarska tworzy obraz męczenników, którzy będą ratować polskie rolnictwo przed „eko-terroryzmem”. To obraz całkowicie fałszywy. Garstka hodowców norek dla własnych celów biznesowych manipuluje i wykorzystuje takich polityków, jak Pan, do własnych celów. Stworzyli fałszywą narrację o organizacjach walczących o prawa zwierząt, które robią w Polsce, co chcą i z prywatnych posesji kradną zwierzęta. Wie Pan dobrze, że to bzdury. Mamy duże pole do dialogu, nie uda się to jednak, jeśli będzie Pan powtarzał kłamstwa przemysłu futrzarskiego. Trudno rozmawiać bez wzajemnego szacunku.
Proszę potraktować ten list zarówno jako krytykę, jak i wyciągnięcie dłoni do rozmowy. Aktywnie występował Pan przeciwko fermom przemysłowym i bronił Pan ochrony środowiska z troski o dobrostan. Łączy nas cel w postaci silnego polskiego rolnictwa i, choć nasze wizje się różnią, to nie widzę powodu, żeby nie podjąć dialogu.
Z uszanowaniem,
Paweł Rawicki
Stowarzyszenie Otwarte Klatki