Święta, święta i po świętach. Nie tak dawno pisaliśmy o happeningu z okazji Dnia Ryby. Niestety nie mamy wątpliwości i wiemy, że ten sam problem powróci za rok. I będzie trwał do czasu, kiedy uda nam się go całkowicie zlikwidować. Zmiany nie przyjdą same. Dlatego bardzo cieszą nas wszelkiego rodzaju sygnały od ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce i aktywnie przeciwstawiają się cierpieniu zwierząt.
Poniżej przedstawiamy relację sympatyczek Otwartych Klatek – Moniki i Sonii z przedświątecznej walki z cierpieniem ryb. To budujące, że są osoby, które mimo braku czasu na regularne działania na rzecz zwierząt, w okresie przedświątecznym, wbrew wszystkim i wszystkiemu, postanawiają sprawdzić, jak traktowane są karpie i głośno się temu sprzeciwiać! I odzywają się w tej sprawie do Otwartych Klatek, z filmami, tekstem, emocjami… Dziewczyny opisały swoje wędrówki po poznańskich targach i sklepach, gdzie sprzedawano żywe ryby. Pewnie w wielu miastach Polski sytuacja wyglądała podobnie (tu przykładowe obrazki z Kielc).
Sprzedaż żywych karpi to niewątpliwe barbarzyństwo, moralnie takie samo jak hodowanie norek na futra, krów na mleko, kur na jaja i świń na mięso.
Wierzymy, że każdy krok w stronę lepszego traktowania żywych ryb w miejscu ich sprzedaży jest krokiem naprzód w słusznym kierunku większej empatii i lepszego rozumienia potrzeb zwierząt i między innymi dlatego publikujemy ten raport na naszym blogu.
Rybom trudniej niż ssakom uzyskać szczyptę współczucia czy zrozumienia. Nie mają „oczywistych” zachowań, inaczej oddychają, odbierają bodźce. Wydają nam się tak od nas różne, że bardzo łatwo wrzucić je do worka „nie rozumiem” i nie przyjmować do wiadomości faktu, iż np. każde dotknięcie ryby może sprawiać jej taki ból, jaki nam sprawia silne dotknięcie gałki ocznej.
Oto raport Moniki i Sonii:
„Przedświąteczny weekend można spędzać w różny sposób. Można przechadzać się po galerii handlowej, zastanawiając się, co sprezentować bliskim pod choinkę. Można siedzieć w domu i przygotowywać świąteczne specjały – najlepiej w wersji wegańskiej;) My wybrałyśmy sposób mniej popularny, ale zdecydowanie współgrający z ideą świąt, czyli współodczuwaniem i troską o życie najbardziej potrzebujących.
Karpie w Polsce cały czas są symbolem grudniowych świąt. Tradycja nakazuje Polakowi spędzić te święta krwawo. Polak uwielbia machać plastikową siatką z trzepoczącą się w środku rybą. Rybą trzeba się pobawić w wannie, żeby później nieumiejętnie pozbawić ją życia. Na to niestety wpływu na razie nie mamy…
Zajęłyśmy się tym, na co może mieć wpływ każdy człowiek, jeśli tylko czuje sercem, a umysł ma otwarty i jest świadomy obowiązującego prawa i przepisów dotyczących sprzedaży żywych ryb.
Kontrole stoisk z karpiami rozpoczęłyśmy w sobotę 21 grudnia na Placu Bernardyńskim. Na powitanie dnia udało nam się nagrać pana ze stoiska rybnego podnoszącego karpie za skrzela. Natychmiast wezwałyśmy Straż Miejską. Panowie pojawili się nadspodziewanie szybko i bez zbędnych ceregieli wystawili mandat sprzedającym. Nie wzruszyły ci łzy w oczach i błagania. Dura lex sed lex.
Kolejne kontrole tego dnia nie ujawniły formalnych uchybień. Sprzedaż żywej ryby nie jest zakazana… Na ulicy Półwiejskiej przy sklepie sieci Fresh Market sprzedawca długo i wyczerpująco odpowiadał nam na pytania. Ryby miały napowietrzanie, wodę wymienianą co 48 godzin, a pracownicy byli dobrze poinformowani o swoich obowiązkach. (…)
Po południu wsiadłyśmy do tramwaju, który przeniósł nas do zupełnie innego wymiaru. Nie przypuszczałyśmy, że na Rynku Wildeckim przyjdzie nam stoczyć prawdziwą walkę. (…) Nie wdając się w zbędne szczegóły – w rażący sposób dochodziło do łamania ustawy o ochronie zwierząt i wszystkich rozporządzeń do niej. Brudna, prawdopodobnie nigdy niezmieniona woda, marne napowietrzanie, podnoszenie ryb za skrzela, brutalne wyszarpywanie ich z podbieraka i obezwładniająca agresja słowna spowodowały, że szybko wezwałyśmy Straż Miejską. W trakcie oczekiwania na przyjazd strażników byłyśmy popychane, obrzucono nas stekiem wyzwisk, a wszystko ku uciesze kupujących, którzy przyklaskiwali sadystycznym zapędom sprzedawców. Straż Miejska pojawiła się już po zamknięciu straganu. Panowie strażnicy szczegółowo spisali wszystkie zarzuty, które padły z naszej strony i wystawili wezwanie dla właściciela do stawienia się na komendzie, złożenia wyjaśnień i zapłacenia kary grzywny.
Zdruzgotane udałyśmy się na Franowo do sklepu sieci Carrefour. Historia powtórzyła się, chociaż bez przemocy wobec nas. Zrobiłyśmy długie nagranie. Ogromna ilość karpi, wiele z nich poranionych i ledwie żywych, sprzedawcy rzucający nimi z dużej wysokości do plastikowego kosza – oto obraz sklepu sieci, która podpisała zobowiązania do przestrzegania rozporządzeń… Co smutniejsze, osoby kupujące nie wykazywały żadnej empatii i przebierały wśród żywych istot tak, jakby wybierali najładniejszą lalkę. Pracownicy stoiska na życzenie klienta „a może ta?”, „może ta będzie lepsza?” podnosili ryby i trzymali je, prezentując z każdej strony. Nikt nie zwrócił uwagi na nasze filmowanie. Opuściłyśmy sklep i wezwałyśmy Straż Miejską. Strażnicy zażądali rozmowy z kierownikiem. Przeszliśmy na stoisko, gdzie próbowałyśmy wyjaśnić obsługującym, że ich postępowanie jest niezgodne z prawem. W zamian otrzymałyśmy serię kpiących uśmieszków, jak zwykle do dyskusji dołączyli też obrońcy polskiej „tradycji”. Pracownik stoiska w obecności zebranych – strażników, kierowniczki sklepu – zaczął przegarniać karpie podbierakiem, dając upust swym ewidentnie sadystycznym skłonnościom. Kierowniczka sklepu otrzymała od nas opinię prawną, zobligowałyśmy ją też do większej kontroli własnych pracowników. Przyznała, że wszystkie wytyczne dotyczące sprzedaży żywych ryb kierownictwo otrzymało dużo wcześniej. Nasuwa się pytanie, czy zawinił sklep, który nie zapewnił szkoleń pracownikom, czy może te konkretne osoby obsługujące stoisko nigdy nie powinny mieć styczności z żadnymi żywymi zwierzętami.
Podsumowując tegoroczną akcję, stwierdzamy, że w przyszłym roku musimy zaangażować większą liczbę osób. Tylko całkowity zakaz sprzedaży żywych ryb zakończy długoletnią tradycję okrucieństwa i patologii mającą miejsce w zaciszu domowego ogniska.
Monika Chudy, Sonia Sobkowiak”
Iga