Kilka dni temu moja dwudziestomiesięczna córeczka była pierwszy raz w żłobku. Długo szukaliśmy miejsca, które wzbudzi nasze zaufanie. Odwiedziłyśmy z Matyldą klub malucha, by poznała nowe miejsce, ciocie i inne dzieci, zanim zostanie tam bez rodziców. Wiemy, że nie jesteśmy w stanie dać jej tego, co grupa rówieśników, chcemy by mogła bawić się z dziećmi i uczyć się od nich. Dlatego zależy nam, by kilka godzin w tygodniu mogła spędzić w wesołym miejscu z innymi maluchami.

Zaczęliśmy od adaptacji (pierwszy dzień maluszek spędza w żłobku z mamą), która poszła całkiem sprawnie. Matylda bawiła się z dziećmi, dość szybko opuściła moje kolana i nie szukała mnie wzrokiem, kiedy znikałam z sali. Nie pozostało nam nic innego, jak spróbować zostawić ją na troszkę samą…

Kiedy usiadłam do pisania tego tekstu miałam w głowie zamysł opisania pierwszych, samodzielnych chwil Matyldy – bez mamy, bez taty. Ale to zadanie chyba mnie przerasta. Nie potrafię znaleźć słów, które mogą opisać emocje, które mi towarzyszyły, kiedy ją zostawiałam. Myślę, że wszystkie mamy, które mają za sobą pierwszy dzień, swojego dziecka w żłobku, przedszkolu, szkole potwierdzą, że trudno jest opisać co się wtedy czuje.  Z jednej strony myśl, że nasze dziecko jest już takie duże sprawia ogromną radość, z drugiej jednak… Czy pani ją przytuli, kiedy za mną zatęskni? Czy ktoś zauważy, że chce jej się pić, czy może liczyć na wyrozumiałość, kiedy pogorszy się jej humor, czy panie wiedzą, że jej ulubiona piosenka to krasnoludki…  Te pytania i milion innych dudniły mi w głowie.

Pobyt w klubie maluszka to dla nas obu wyzwanie, któremu powoli będziemy starały się sprostać.

fot. Joanna Sumińska

fot. Joanna Sumińska

Zaczyna się. Ona to wie. Pierwsze skurcze, ból jest  jeszcze do zniesienia. Tylko chciałaby chodzić, ale nie może, nie ma gdzie, tu jest tak ciasno. W głowie ma jedną myśl, gdyby mogła chodzić, bolałoby mniej i wszystko poszłoby szybciej. Nerwowo przestępuję z nogi na nogę, boli coraz bardziej, ale coś podpowiada jej, że warto ten ból przetrwać, że wszystko będzie dobrze. Ktoś nad nią krzyczy, nic nie rozumie, ale stara się trwać i dawać z siebie wszystko. Całe jej życie zamyka się teraz w tej sekundzie, gdy na świat ma przyjść jej dziecko. Ona wie, jak to powinno się dziać, ale jakiś człowiek nie chce czekać i wyciąga cielaka na siłę jakimś dziwnym urządzeniem. To nieważne. Dla niej już nic się nie liczy. To już koniec. Zaraz go zobaczy, wyliże i nakarmi mlekiem, które już spływa do jej wymion.

Czuję mocne ukłucie w sercu, kiedy myślę o kolejnym dniu w żłobku. Ale wiem, że do tego rozstania przygotowywałyśmy się przecież od samego początku. Pierwsze nasze przytulenie i wszystkie następne były po to, by dać siłę do samodzielności. Matylda jest przygotowana na to, by ruszyć w świat, ma za sobą nasz wspólny czas pełen bliskości i bezgranicznego wsparcia. Przygoda, która się dla niej zaczyna, to zabawa, nawiązywanie przyjaźni, może pierwsza przedszkolna miłość.

Jest, widzi go, urodził się jej syn. Są razem. Choć ciągle ktoś  nad nimi krzyczy, popycha ją i sprawia ból, to nieważne. Patrzy na swoje dziecko i przepełnia ją błoga radość, niepojęte szczęście. Stan, który matka natura podarowała wszystkim rodzącym. Bezmiar miłości spływa na nich oboje, w tej właśnie chwili zakochują się w sobie – matka i dziecko. W chwilę po przyjściu na świat rodzi się więź silniejsza niż wszystko.

Patrzę na Matyldę biegnącą przede mną, jesteśmy w parku, dookoła pachnie maj. Matylda śmiało wybiega do przodu. Jednak co chwilę sprawdza, czy jestem. Zbiera kamienie i chowa do kieszeni, próbuje zdmuchnąć dmuchawiec. Podziwiam zręczne ruchy, zawrotną prędkość tuptania. I myślę sobie, że tak powinno wyglądać macierzyństwo. Radość patrzenia na rosnące dziecko powinna być udziałem każdej matki. I nikt nie powinien tego naruszać, ingerować, niszczyć, zabierać nigdy żadnej matce. Od chwili narodzin i pierwszego uścisku do samego końca…

Zostawię ją w tej chwili ulgi, kiedy pozwolą jej, by cielak spił siarę i zostawią ich razem na kilka dni. Jeśli rodziła po raz pierwszy, nie wie jeszcze, co ma się wydarzyć, jak głośno jest w stanie krzyczeć, gdy go zabiorą.

Chwytam Matyldę za rączkę. Wracamy do domu zrobić mleko migdałowe.

Klaudyna Andrijewska

26.05.2015

Dla ludzi pierwsze chwile rozdzielenia to nauka samodzielności, duma rodziców i nowa przygoda. Ogromne przeżycie dla obu stron. Dla zwierząt w chowie przemysłowym te chwile są przepełnione rozpaczą. Ich pierwsze rozstanie jest rozstaniem na zawsze. Chcesz zmienić ich los? Działaj z nami, podejmuj Dobre Decyzje i wesprzyj nasze kampanie.