Mówi o sobie „raper, poeta, paladyn”, nazywa siebie „odmieńcem”. Co kryje się w Biszu, młodym raperze i wegetarianinie, którego twórczość, zarówno indywidualna, jak i zespołowa sprzedaje się lepiej niż niektóre krążki popowe?
„Siła: nie ma lipy, choć na wege, nie na stekach” to tekst z kawałka „Role Playing Life”, który przykuł moją uwagę. Znałam wcześniej B.O.K. i wiedziałam, że robicie inną, bardziej ambitną muzę. Nie wiedziałam jednak, że masz coś wspólnego z wegetarianizmem. Kiedy i jak się to zaczęło?
Bisz: W trakcie młodzieńczych poszukiwań duchowych zetknąłem się z buddyzmem i ideą niekrzywdzenia. Zaskoczyło mnie wtedy, że coś tak oczywistego jak szacunek do innych żywych istot, w naszej kulturze dotyczy wąskiego kręgu wybranych – psów, kotów itd., pomijając całą resztę, z góry skazaną na śmierć. Jestem wyczulony na wszelkie niesprawiedliwości, a poczucie tej tak banalnej i oczywistej zawstydziło mnie i z miejsca zmieniło moją dietę.
Dalsze odkrycia, od filmów dokumentalnych z rzeźni, poprzez badania dotyczące absurdalnej nieekonomiczności produkcji mięsa, aż do poznania całej przemysłowej machiny traktującej zwierzęta jako surowiec tylko utwierdzały mnie w wegetarianizmie.
W tamtym czasie stworzyłem sobie pseudofilozoficzny argument na niejedzenia mięsa: zakładając, że żadna siła wyższa nie dała mi prawa do zabijania zwierząt, to jeżeli zabijam, robię to, tylko i wyłącznie akceptując prawo silniejszego; w takim razie każdy silniejszy ode mnie może ze mną zrobić to samo, co ja robię ze zwierzętami; reasumując – akceptacja prawa silniejszego jest przyzwoleniem na wyzysk słabszych.
Czy sądzisz, że Twój bezmięsny styl życia zmienia obecną sytuację zwierząt hodowlanych czy jest to raczej wpływ perspektywiczny? Jaki, Twoim zdaniem, jest najlepszy sposób by promować wegetarianizm i weganizm?
Bisz: W moim świecie szanuje się wszystkie żywe istoty – w tym sensie moja decyzja uwalnia mój świat od niepotrzebnego cierpienia. Jednakże mam świadomość, że mój świat jest atomem, który nie jest w stanie doprowadzić do reakcji łańcuchowej i jakiejś spektakularnej, ogólniejszej zmiany.
Chciałbym znaleźć sposób, aby przekazać innym oczywistość, którą ja widzę, która jest dla mnie i dla wielu osób zupełnie jasna. Jednak (to chyba też jedna z najtwardszych lekcji mojej młodości), nawet mając w ręku wiele racjonalnych argumentów, ludzi nie da się przekonać do zmiany utrwalonych kulturowych przyzwyczajeń.
To musi być długi proces okupiony staraniami wielu ludzi i, co najgorsze, cierpieniem milionów zwierząt. Mimo to wierzę, że to tylko kwestia czasu i fakt wykorzystywania zwierząt stanie się za jakiś czas tak samo godny potępienia jak kiedyś niewolnictwo.
W kawałku „Miecz czy bicz” zdecydowanie stwierdzasz: „chcę dowodzić armią”, a jesteś obecnie najbardziej zaangażowanym społecznie i otwartym na ludzi raperem. Czy czujesz się w pewien sposób aktywistą?
Bisz: Ta wojenna poetyka to tylko sposób na pobudzenie do aktywności. Swoją armię widziałbym jako tysiąc osób adoptujących tysiąc osób na innej półkuli, tym samym rzeczywiście ratując czyjeś życia niczym jakieś pozytywne wirtualne ‘wojsko’.
Oczywiście nie jest to takie proste proste, taka pomoc nie ma wpływu na sieć powiązań, których nie da się zmienić w taki sposób, ale sam ten gest jest opowiedzeniem się za życiem, za wyrównywaniem szans. Fakt, że rodzimy się na zachodzie we względnym dobrobycie nie jest według mnie naszą zasługą, jest długiem wobec tych, którzy nie mieli takiego szczęścia.
W„Labiryncie Babel” pojawia się fraza „zawsze, gdy ratujesz czyjeś życie, uczłowieczasz swoje”. Poruszasz zarówno problem drapieżnej mięsożerności współczesnych konsumentów z krajów wysokorozwiniętych, jak i kwestię praw człowieka w krajach Globalnego Południa (rozwijających się) – czy ten tekst odnosi się zarówno do zwierząt, jak i ludzi?
Bisz: Ten tekst jest przede wszystkim wynikiem mojej “kartezjańskiej” drogi do punktu niezaprzeczalnej wartości. Można być sceptycznym wobec wszystkiego, ale niemalże każdy zgodzi się, że to niebywałe otwarcie oczu na sekundę w dziejach wszechświata – ludzkie życie – jest czymś tak niesamowitym, tak godnym godnego przeżycia, tak przynależne każdej żywej istocie, że jest naszym obowiązkiem walczyć o nie w każdym aspekcie.
W tym sensie, abstrahując od wszelkich niesnasek, poglądów politycznych i religijnych, jest to wspólny ludzki mianownik – każdy chciałby by uszanowano jego życie, musi więc uszanować życie innych.
Twoja nowa płyta, „Labirynt Babel”, jest przesiąknięta tematami społecznymi, takimi jak konsumpcjonizm czy niesprawiedliwość społeczna. Jest w niej również sporo „mięsnych metafor”. Czy jest to tylko manifestacja Twoich indywidualnych poglądów czy próba pobudzenia do refleksji?
Bisz: Żyjemy w świecie totalnie podporządkowanym mechanizmom, na które tracimy wpływ. Większość z nas pracuje w miejscach, które służą tylko napędzaniu absurdalnego kołowrotu pobudzania i zaspokajania pragnień przedmiotami, które mogłyby nie istnieć – tak samo jak ta wykonywana bez ustanku syzyfowa praca.
Nie znam prostych sposobów na przerwanie tego koła, historia bezwzględnie rozliczyła próby powołania innych systemów, a jednak moim zdaniem trzeba cały czas szukać lepszych dróg, na pewno nie metodami przewrotów czy narzucania totalnych wizji, ale stopniowego wprowadzania sensownych zmian.
Orientacja na zysk i konsumpcyjne podejście do świata budzi w człowieku to co najgorsze – ślepą rywalizację, wzrost nierówności i przedmiotowe traktowanie otaczającego świata. Jestem przekonany, że nie tędy prowadzi droga do lepszej przyszłości.
Jak pozostała część zespołu reaguje na teksty zawierające wyraźną krytykę mięsożerności? W końcu tylko Ty i Bromba jesteście wegetarianami, a jednak Twoje słowa w znaczny sposób definiują całość Waszej twórczości.
Bisz: Pozostała część zespołu poświadcza jak trudno wpłynąć na zmianę utartych przyzwyczajeń, nawet w najbliższym kręgu. Mnie uczy to respektowania cudzych wyborów, mam jedynie nadzieję, że są to wybory w stu procentach świadome, wynikające z głębokiego przemyślenia tematu.
Rozmawiała Alicja Czerwińska
Fot. Agnieszka Milińska
27.04.2015