Ilekroć na blogu pojawia się artykuł dotyczący żywienia, wiele osób wyraża troskę o to, czy proponowane przez nas rozwiązania są wystarczająco zdrowe i organiczne. Mojemu przejściu na weganizm również towarzyszyła obawa, że od tej pory będę jadła wyłącznie naturalnie, domowo i zdrowo. Najlepiej ryż z warzywami i kiełki. Na szczęście z upływem czasu mogę powiedzieć – nie martwcie się. Weganizm potrafi być tak samo tłusty, słony i wysmażony, jak dieta mięsna. Nawet bardziej. I nadal jest zdrowszy.

Może przełamię tym jakąś zmowę milczenia – jestem weganką i nienawidzę gotować. Lubię tylko smażyć na głębokim oleju. Jeśli zapytacie mnie o ulubione danie, zaproponuję wam pizzę. Pod tym względem nic się nie zmieniło odkąd przestałam pić mleko (matki). Żyję dość intensywnie i przemianę materii mam na razie szybką – ale gdy zwolni, nie będę narzekać. W naturze, jak wiadomo, równowaga musi być. Oto moja top lista potraw i produktów, dzięki którym w przyszłości możecie nabierać kilogramów ciałka wolnych od cierpienia zwierząt.

1. Pizza

veganpizza 

Wegańska pizza to problem wszystkożerców (patrz: dysonans poznawczy). Każdy weganin i weganka wiedzą, że pizza to nie dramat. Podstawowa dyskusja na temat wegańskiej pizzy rozbija się o to, czy według definicji ta potrawa może istnieć pod nazwą “pizza bez sera”, czy powinna się jednak nazywać “fantastyczny placek z mnóstwem bonusów”.

 Nieważne, czy:

  • upieczesz ją w domu, polewając lekko zastygającym sosem z płatków drożdżowych i mleka sojowego, 
  • zrobisz wierzch – albo podkład – z samych warzyw (kalafior!) bądź kaszy jaglanej http://www.gotowanie-w-mniejszym-miescie.pl/2013/04/weganska-jaglana-pizza-z-cukinia-i.html żeby uniknąć “paradoksu drożdży” (drożdże na spód, drożdże na wierzch), 
  • posypiesz sklepowym wegańskim zamiennikiem sera (ciąąągną się!), 
  • czy zamówisz marinarę z pizzerii,

to wciąż jest wypasiona pizza. Nawet, jeśli ktoś spędzi godzinę starając się udowodnić Ci, że w gruncie rzeczy to tarta, a nie pizza.

 PS: Uwierz mi, że Twoja najbliższa pizzeria z dowozem jest w stanie robić świetną pizzę bez sera. Musisz po prostu zamówić ją wystarczającą ilość razy. To potwierdzone info.

  2. A może frytki do tego?

 A może pakorę lub samosy? Tu nie ma filozofii. Robisz, smażysz, objadasz się. Jeśli nie wierzyliście, że od wegańskiego żarcia nie zmrużycie oka w nocy – uwierzcie mi, ja wiem co mówię.

Samosy to trochę wyższa szkoła jazdy i przy pierwszej próbie dostałam kulką nieudanego ciasta od zdegustowanego współkucharza. Jeśli i Ciebie przerasta uformowanie wielkiego pieroga, nadzienie i ciasto zawsze można usmażyć osobno. Jednak gorąco polecam poćwiczyć. Warzywa najlepsze są w cieście (dobrze obsmażonym) i nie daj sobie wmówić, że nie.

Potwierdzeniem tej tezy jest pakora. Pakora w 50% składa się z gorącego oleju, w 30% z przypraw, i w 10% odpowiednio z ciasta i z warzywa. Nauka robienia pakory to sama przyjemność, zakładając że możesz zjeść wszystkie efekty nieudanych podejść. Pakora sprawdza się tym lepiej, im większe warzywko uda Ci się w cieście obsmażyć. Gdy jest sezon na kabaczki-olbrzymki, jem tylko pakorę i wszyscy moi przyjaciele też nie mają wyjścia. Nie narzekają.

A jeśli bywasz tak leniwa, leniwy jak ja czasami, pozostają Ci frytki. Nawet brak ziemniaków nie jest argumentem do niezrobienia frytek. Burak czy seler skwierczą tak samo zachęcająco.

Dodatkową zaletą powyższych potraw jest ich dostępność na mieście – pakorę czy samosę namierzysz w pierwszej lepszej knajpce z indyjskim jedzeniem.

3. Burgery

 vegeburger

Kolega stwierdził raz, że weganizm to poszukiwanie roślinnego mięsa. Bill Gates kiedyś powiedział, że przyszłością mięsa jest weganizm. Niektórzy lubią doszukiwać się w tym argumentu za wyższością bądź niższością któregoś ze sposobów odżywiania. Ja wiem jedno – fajnie jest zatopić zęby w czymś dobrze wysmażonym, chrupkim i przyprawionym. Co więcej, podejrzewam, że to właśnie z tych pobocznych cech płynie przyjemność jaką ludzie czerpią z jedzenia mięsa*. Na szczęście przeciętny weganin ma więcej opcji na to, co wrzucić do burgera, niż przeciętny zajadacz mięsa. I wciąż będzie to zdrowsze od czegokolwiek, co wrzuci Ci sprzedawca do bułki w kebabie na dworcu. Sejtan, tofu, falafel, kotlet z fasoli, burakburger, pulpet z kaszy jaglanej, tempeh – wszystko jedno czy domowej roboty, kupione po przetworzeniu, czy z wegańskiej burgerowni, sprostają gustom każdego fastfoodowego drapieżcy.

*podwaliny pod upadek “dyktatury mięsa” w mojej ultra-niewegańskiej rodzinie ustanowiło dopiero odkrycie przez mojego tatę panierowanego boczniaka. Wg badań z „Veganomics” 20% ex-wegetarian wróciło do spożywania mięsa z tęsknoty za smakiem. Moim zdaniem sypali sobie za mało przyprawy do kebaba na swoje burgery.

 4. Masło orzechowe

Na rynku dostępne w wielu wariacjach – z sezamem, kokosem, chrupiącymi kawałkami orzechów. Tak samo łatwe do zrobienia w domu dla każdego, kto włada blenderem. Po wpisaniu w google “wegańskie masło orzechowe” znajdziecie dowody na to, że można zrobić je ze wszystkiego, co kiedykolwiek koło orzecha leżało. A nawet nie leżało. Mi w pogoni za smakami dzieciństwa przytrafiło się nawet zmiksować ciecierzycę na całkiem niezłą ‘nutellę’. Można nim grubo smarować, stopić je na sos, wrzucić do tosta wraz z bananami (tak!), wcinać je łyżką prost ze słoika, zrobić na jego bazie wegańską ‘krówkę’ albo ‘snikersy’ i w każdym wariancie palce lizać.

 5. Smalec roślinny

W tym tygodniu jest królem nie tylko polskiej kuchni, ale i polskich seriali. Smalec wegański łatwo machnąć w domu w dowolnej wariacji – na bazie fasoli, tłuszczu kokosowego albo jakimkolwiek innym białym utwardzonym tłuszczu roślinnym (tak tak). Można go też dostać w sklepie. Bohaterowie Klanu uważają, że jeden ze sklepowych smalców jest prawie jak smalec Cioci Stasi. Każdy weganin i weganka wiedzą, że jest lepszy – bo w przeciwieństwie do smalcu Cioci Stasi powstał bez udziału cierpienia zwierząt. Mam nadzieję, że Bożenka pójdzie w tym kierunku i w kolejnym odcinku dadzą wraz z Ciocią Stasią popis kulinarny z wykorzystaniem któregoś z podrzuconych dziś pomysłów.

Mnóstwo tłustych inspiracji możecie znaleźć w grupie Vegan Fatness  na Facebooku. 

Pamiętajcie, żeby od czasu do czasu zjeść coś zdrowego, wycisnąć sobie sok, posypać frytki kiełkami albo dorzucić surówkę do burgera. Promocja weganizmu jako zdrowego sposobu odżywiania jest ważna, tak samo jak ważne jest dbanie o nasze zdrowie. Jednak żeby weganizm był efektywnym narzędziem zmiany losu zwierząt, musi odpowiadać potrzebom wszystkich konsumentów. Nie tylko osób, które już i tak przykładają dużo uwagi do tabelek żywieniowych i mają czas na pieczołowite przygotowanie organicznych posiłków. Ogromny procent mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego jest przeznaczany na pokrycie zapotrzebowania sieciowych fastfoodów. A liczną grupę potencjalnych bądź już zdeklarowanych wegan stanowią miłośnicy jedzenia tego typu – i zaręczam, że nie mamy zamiaru i nie musimy rezygnować z naszych nawyków żywieniowych.

Pozdrawiam tłusto i gorąco jak olej w frytkownicy,

Julia

Zdjęcia dzięki uprzejmości restauracji Złe Mięso. https://www.facebook.com/klubojadalniazlemieso

27.03.2014