DSC_0164Kiedy wchodzisz do klatki z trzema obcymi osobami, nigdy nie wiesz, co się wydarzy i jak wszystko zagra. Ale wchodzisz tam na 24 godziny, bo robisz coś w słusznej sprawie. Pierwszy raz lekkie przerażenie połączone z klaustrofobią poczułam, gdy usiedliśmy w środku i zamykali nas kratą od góry. Myślałam, że konstrukcja będzie większa i że będę mogła w niej stać wyprostowana. Klatka, którą zobaczyłam przed godziną 12 na Krakowskim Przedmieściu miała 130 centymetrów wysokości…

Weszliśmy tam, zupełnie nie wiedząc, czego oczekiwać. No, może poza pogodą- cyferki zapowiadały, że w nocy temperatura spadnie do 1-2 stopni. Ot, zaczynaliśmy akcję edukacyjną (i prowokacyjną) w ramach nowej kampanii na rzecz zwierząt, a przy tym eksperyment społeczny.

Podczas pierwszej godziny zażartowaliśmy, że pewnie będą na nas pluć. Ludzie patrzyli z zaciekawieniem, czasem śmiali się z nas, gdakali przed nami, a nawet tańczyli. Łapali za naszą klatkę i powtarzali agresywnie „I co, mówić nie umiecie?!”. Ktoś pijany skoczył na konstrukcję, zrzucając metalową górę prosto na nasze głowy. Ktoś inny rzucał w naszą stronę zapalonymi zapałkami.

DSC_0099Patrzyłam, słuchałam tego wszystkiego i myślałam o zwierzętach. Bo właśnie jak zwierzę czułam się zamknięta w tamtej klatce. Zestresowana, czujna (gdy ludzie podchodzili blisko) i zmęczona (gdy nie mogłam się po prostu wyciągnąć i przespacerować kilka metrów). Jednak pomimo niewygody, zimna i tych kilku irytujących incydentów nie żałuję swojej decyzji o zamknięciu się na 24 godziny. Bo, chociaż reakcje były różne, to jednak tych pozytywnych było zdecydowanie najwięcej.

Kilkaset osób podpisało naszą petycję, wzięło nasze ulotki, a aktywiści naszego stowarzyszenia przeprowadzili godziny rozmów. Poczucie, że mam wpływ na zmianę stosunku ludzi do zwierząt zapala mnie jeszcze mocniej do tego, co robię i co mogę zrobić. I wiem, że jeśli znowu będzie taka potrzeba, to wejdę do klatki raz jeszcze.

Nasz happening odbywał się w ramach kampanii “Jak one to znoszą?” dotyczącej konkretnie chowu kur. Ale dla mnie ten obrazowy protest w obronie zwierząt ma wymiar uniwersalny. Po akcji dostałam maila od kogoś ze znajomych z moim zdjęciem zrobionym telefonem z podpisem „Gosia w pierdlu”. Trochę było tam jak w więzieniu. Tylko że ja zgodziłam się na to całkowicie dobrowolnie i wiedziałam, że jeśli nie będę chciała już dłużej siedzieć to po prostu wyjdę i wrócę do domu. Czy zwierzęta w hodowli przemysłowej, w zoo i cyrku mają taką możliwość?

DSC_0081Na całym świecie zamykane są pomiędzy metalowymi kratami przez nas ludzi (???) i dla nas. Poziom aktualnej wiedzy naukowej nie pozostawia żadnych wątpliwości, że zwierzęta odczuwają i cierpią. A cierpią dla naszej przyjemności, dla naszego świętego talerza i dla naszej wygody. Są fabrykami tak długo jak żyją, a gdy zostaną zabite – stają się przedmiotami.

Ktoś ostatnio powiedział mi „Ty musisz bardzo kochać zwierzęta”. Ale sęk w tym, że ja ich nie kocham. Uważam po prostu, że wszystkie zasługują na szacunek i prawo do życia. W moim domu rodzinnym nigdy nie było psa, kota czy nawet chomika. Nie miałam zwierząt, które mogłam przytulać i głaskać. I właśnie dlatego wiem, że nie trzeba ich kochać, żeby nie krzywdzić. Wystarczy zostawić je w spokoju.

Małgosia

Fot. Olga Plesińska

16.04.2014