We wrześniu ubiegłego roku otrzymaliśmy zgłoszenie o nieprawidłowościach na fermie lisów i norek w miejscowości Jarosty w województwie łódzkim. Grupa interwencyjna Otwartych Klatek postanowiła przekazać pozyskane materiały Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej w Piotrkowie Trybunalskim. Na miejscu pojawili się również dziennikarze ze stacji TVN przygotowujący reportaż na temat przemysłu futrzarskiego.
Materiał wideo przedstawiał chore lisy stłoczone w klatkach wraz ze zdrowymi zwierzętami. Wiele z nich miało rozległe infekcje skóry, spowodowane najprawdopodobniej epidemią świerzbu na fermie, zapalenia spojówek, wylinienia. Lekarz kierujący piotrkowskim oddziałem inspekcji weterynaryjnej obiecał zająć się sprawą, ale z uwagi na braki kadrowe odmówił podania daty kontroli.
Dziennikarze TVN przeprowadzili z weterynarzem wywiad, pytając m.in. o stanowisko w sprawie współpracy inspektorów z hodowcami. Nie jest tajemnicą, że weterynarze przymykają czasem oko na łamanie prawa przez hodowców dopuszczających się poważnych zaniedbań zwierząt. W końcu i tak są one przeznaczone na ubój, a leczenie pociąga za sobą dodatkowe koszty.
Zgłoszona przez nas sprawa nosiła znamiona przestępstwa znęcania się nad zwierzętami i utrzymania ich w niewłaściwych warunkach bytowania. Wymagała więc przeprowadzenia niezwłocznej i niezapowiedzianej kontroli weterynaryjnej, tak by właściciel fermy nie miał czasu pozbyć się chorych lisów lub w inny sposób zatuszować śladów wskazujących na popełnienie przestępstwa.
W rozmowie z dziennikarzem lekarz zaprzeczył, że utrzymuje kontakt z miejscowymi hodowcami i obiecał zająć się sprawą. Nie wyraził jednak chęci przeprowadzenia wspólnej kontroli z inspektorami Otwartych Klatek. Ponieważ stan zwierząt był poważny, zdecydowaliśmy sami udać się na fermę i porozmawiać z hodowcą.
Późnym popołudniem pojawiliśmy się na posesji, na której znajduje się ferma. Zanim zdążyliśmy się przedstawić, usłyszeliśmy, że wiedzą, kim jesteśmy, ponieważ otrzymali już telefon z Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej. Dowiedzieliśmy się też, że weterynarz telefonicznie zapowiedział swoją „niezapowiedzianą” kontrolę na następny dzień.
Nazajutrz, kiedy pojawiliśmy się pod fermą, hodowca oznajmił, że musimy poczekać na weterynarza, który podejmie decyzję, czy kontrolę przeprowadzi sam, czy w naszej asyście. Nie było wielkim zaskoczeniem, że inspektor PIW zrezygnował z tego przywileju. Czas spędzony z hodowcą przy bramie wjazdowej spędziliśmy jednak owocnie, dokumentując wypowiedzi, w których właściciel fermy raz jeszcze potwierdził, że został uprzedzony o kontroli PIW. Ponadto wyjawił, że na fermie znajdują się chore zwierzęta, że niektóre lisy trzymane są w zbyt małych klatkach i że mimo prowadzenia hodowli norek jego ferma nie spełnia wymogów w zakresie obowiązujących zabezpieczeń przed uciekającymi zwierzętami (podwójnego opłotowania).
Stan zabezpieczeń ferm norek w Polsce – raport Otwartych Klatek
Jak się okazało, właściciel fermy „w trosce o dobrostan zwierząt i dla zachowania transparentności” przystąpił do programu „Otwarte fermy” (sic!), mającego wyznaczać najwyższe standardy w dziedzinie hodowli zwierząt na futro. W kontekście ujawnionych przez niego wcześniej nieprawidłowości brzmiało to groteskowo i doskonale podsumowywało wszelkie restrykcje i będące formą samoregulacji – czy raczej samokontroli – certyfikaty hodowlane, które w ostatnich miesiącach tak chętnie przywoływano jako rozsądną alternatywę dla wprowadzenia w Polsce całkowitego zakazu hodowli zwierząt na futro.
Po przeprowadzeniu kontroli weterynaryjnej 1880 zwierząt inspektor PIW poinformował nas tylko, że nie potwierdził zgłoszonych przez nas nieprawidłowości. Dodał też, że zdjęcia, które przedstawiliśmy, nie pochodzą z tej fermy. Do złudzenia przypominało to tłumaczenia Rajmunda Gąsiorka, który komentując kilka lat wcześniej nagrania wideo ze swojej hodowli (również zawierające współrzędne GPS), upierał się, że to ferma w Chinach. Symptomatyczne, że lekarz inspekcji weterynaryjnej w ten sam sposób postanowił podważyć przedstawione przez nas dowody.
Na początku lutego br. otrzymaliśmy postanowienie z Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim. Dochodzenie zostało umorzone. W obliczu wyników kontroli weterynaryjnej zignorowano przedstawione przez nas materiały wideo i fotografie, uzasadniając to faktem, że żaden z inspektorów Otwartych Klatek nie widział chorych zwierząt. Wobec braku podwójnego opłotowania prokurator wydał jednak decyzję administracyjną w oparciu o zarejestrowaną przez nas rozmowę z hodowcą. Przypomnijmy, że na tym samym nagraniu hodowca potwierdza, że został poinformowany przez weterynarza o planowanej kontroli, co powinno całkowicie zdyskredytować zarówno jej wynik, jak i samego autora, a nawet przyczynić się do odwołania go z piastowanego stanowiska.
Po zapoznaniu się z decyzją prokuratury udaliśmy się ponownie do miejscowości, w której prowadzona była ferma. Od kontroli weterynaryjnej PIW minęło ponad pięć miesięcy. Ferma działa nadal, oczywiście bez niezbędnych zabezpieczeń, które powinny stanowić warunek takiej działalności. Nieprawidłowości na fermie w Jarsotach stanowiły i nadal stanowią poważne zagrożenie dla okolicznych gospodarstw, jak również zwierząt zamieszkujących okoliczne lasy. Wszystko to – w świetle prawa – okazało się jednak mało istotne.