Najpierw była Freeda – srebrzysta uciekinierka z futrzarskiej fermy. Najbardziej nieufna. Za każdym razem, kiedy wchodziłem do pokoju, udawała, że mnie nie widzi. Potem była ruda („pocałowana przez ogień”) dzikuska Lisa, której nocne wokalizacje niemal nie doprowadziły do mojej eksmisji przez wspólnotę mieszkaniową. W końcu polarne rodzeństwo: Jaś i Małgosia – cisi destruktorzy wszystkiego.
Obecność ich wszystkich w moim mieszkaniu wynikała jednak z konieczności. Każde z nich wymagało pomocy. Freeda miała przestrzeloną łapę i groziła jej amputacja. Została odłowiona przez wrocławskie Stowarzyszenie „Ekostraż”. Czterotygodniowa Lisa była mocno zarobaczona, a przede wszystkim zbyt mała, by przeżyć samodzielnie. Pętała się na łąkach przy blokowiskach południowego Wrocławia. Jaś nie miał tylnej nogi, a Małgosia obu tylnych. Oboje zostali odebrani interwencyjnie z fermy futrzarskiej przez Stowarzyszenie „Otwarte Klatki”.
Lisy uratowane z ferm futrzarskich
O ile jeszcze Lisa miała szansę na powrót do lasu, o tyle w przypadku pozostałej trójki nie wchodziło to w grę, nawet gdyby kalekiemu lisiemu rodzeństwu cudownie odrosły brakujące kończyny. W tych odmianach i tym umaszczeniu lisy nie występują w tzw. polskiej przyrodzie. Jedynym środowiskiem, w jakim spotkać je można na terenie Polski, są ciasne klatki ferm futrzarskich.
Tymczasem lisy w genach mają potrzebę przemierzania przestrzeni. Freeda często wskakiwała na parapet z książkami i podejmowała próbę wydrapania sobie dziury na zewnątrz (roletki poszły w strzępy). Po jakimś czasie się zniechęcała, by, przeżuwając Muminkową serię (Jaś wolał opowiadania Iwaszkiewicza), zastygnąć na wiele minut w zapatrzeniu na świat za oknem.
Naturalne potrzeby lisów
Przetrzymywane od pokoleń na fermach futrzarskich lisy wciąż zachowują swoje cechy gatunkowe, jak choćby fizjologiczną wręcz potrzebę kopania. Pierwszy kontakt z trawą i ziemią Jasia i Małgosi rozpoczął się właśnie od drążenia nory. To także indywidualiści, którzy poza okresem godowym i wychowywaniem młodych nie przepadają za towarzystwem innych. A już na pewno człowiek nie jest im do szczęścia potrzebny.
Pomóż nam zakończyć cierpienie zwierząt zabijanych na futra
Kwestie wypróżniania się zgodnie z życzeniem i poczuciem estetyki ludzi również nie zawsze uda się wypracować z lisowatymi. Freeda wprawdzie najczęściej załatwiała się do metalowego zlewu, który pełnił funkcję kuwety (tradycyjne kocie ubikacje nigdy nie przetrwały nocy, kiedy to lisy czują zew żeru, a nie mogąc polować oraz przemierzać kilometrów łąk i lasów, wyładowują się na sprzętach domowych), ale z pozostałymi jej pobratymcami już tak łatwo nie było. Fekalny Armagedon wywołało rozwolnienie słodziutkiego polarnego rodzeństwa (a może był to nieznany kod, w którym Jaś i Małgosia zapisali historię swej niedoli, podobnie jak według jednej z legend Markiz de Sade, piszący po więziennych ścianach własnym kałem?).
Czy udomowienie lisa jest możliwe?
Nie twierdzę, że udomowienie lisa jest niemożliwe. Dokonał wszak tego w latach 50. XX wieku rosyjski genetyk Dmitrij Bielajew. Odseparowywał on na fermie osobniki najmniej agresywne i rozmnażał je. Następnie wybierał lisy najbardziej przyjaźnie nastawione do ludzi i w kolejnych pokoleniach procent udomowionych zwierząt wzrastał. Tym niemniej oprócz zachowania modyfikował się też wygląd lisów. Uszy zaczęły opadać, zmieniało się umaszczenie, a bardzo bogata lisia wokalizacja ubożała i zaczynała przypominać psie szczekanie.
Zapytam więc jak Stanisław Lem, który na postawione mu w telewizji pytanie, czy możliwe jest klonowanie, odpowiedział, że tak samo możliwe, jak to, że mógłby teraz ściągnąć spodnie przed kamerą, tylko po co miałby to robić. Po co zatem mielibyśmy udomawiać lisy, skoro przez ludzką fanaberię rozmnożyliśmy ponad potrzebę inne gatunki, które zamknięte w schroniskach i przytuliskach nie mogą się doczekać swoich opiekunów?
Skłamałbym jednak, gdybym się zarzekał, że nigdy nie myślałem, by zamieszkać z lisem (szczególnie z Lisą!). Pewnie, że chciałem! I pewnie, że trudno mi było się rozstawać z każdym z nich. Wiedziałem jednak, że one chcą czegoś zupełnie innego.
Freeda miała swoje pomieszczenie z wielkim ogrodem, otoczonym solidnym murem i mnóstwem zabezpieczeń przed ucieczką. Zaprzyjaźniła się nawet z kotami. Aż któregoś dnia uciekła (imię zobowiązuje!). Jeszcze dwa miesiące później widziano ją w pobliskim lesie. Była zaszczepiona i wysterylizowana, więc raczej nie zaburzyła za bardzo miejscowego ekosystemu. Żyła może krótko, ale intensywnie i tak, jak sama chciała. Lisa z kolei pojechała do ośrodka dla dzikich zwierząt niedaleko Torunia, gdzie została „udziczona” na nowo, po czym wróciła do lasu. Jaś i Małgosia żyją pod Wrocławiem w ogromnej wolierze, tak skonstruowanej i odpowiednio zabezpieczonej, że mogą kopać metrowe tunele, drapać w pień drzewa i czuć wiatr w swoim futrze.
Bo lis najpiękniej wygląda wtedy, gdy może biec z wolno falującym ogonem, niczym osobnym, równoległym bytem.
Przeczytaj także: Zbiórka na billboardy przeciwko futrom wystartowała. Pomóż nam!