Katarzyna Trotzek, założycielka azylu „Chrumkowo”, wraz z Dobrawą Tokarczyk od kilku lat ratują świnie przed rzeźnią. Prowadzony przez nie ośrodek zapewnia zwierzętom bezpieczeństwo i godne warunki życia. Azyl w Zajączkowie pod Toruniem jest także miejscem, w którym można poznać zwyczaje świń, ich potrzeby gatunkowe oraz historię jaką przeszły, zanim dostały od losu drugą szansę.
Ratowanie życia bezbronnym istotom to wyjątkowa inicjatywa. Dajecie piękny przykład na to, że życie każdego zwierzęcia, niezależnie od gatunku, jest ważne i należy się o nie troszczyć. Jak narodził się pomysł stworzenia azylu?
Pomysłu tak naprawdę nie było. Zawsze miałam szczególny stosunek do świń. Od dziecka najbardziej z pluszaków kochałam świnki. Przeprowadzka z Torunia na wieś też była związana z potrzebą, żeby w końcu w moim życiu mogła pojawić się świnka Halinka (tak miała mieć na imię). No i pojawiła się, wprawdzie nie Halinka, ale Hania. Życie z takim maleńkim różowym aniołkiem było dla mnie spełnieniem marzeń. Niestety, szczęście trwało krótko. Hania odeszła w wieku 3 miesięcy w wyniku powikłań po szczepieniu. Nie powiem, co się ze mną działo po jej śmierci, ale córka natychmiast wyczarowała kolejną świnkę, żeby uchronić matkę przed szpitalem psychiatrycznym. Nie było lekko, ale się udało. Ania oczywiście nie zastąpiła Hani, ale pozwoliła mi przetrwać żałobę i nie zwariować.
Po około roku trafił do mnie kolejny świniak – Henio, odebrany interwencyjnie właścicielom. Wszystkie te świnki były mikro, a ja przecież zawsze marzyłam o prawdziwej, pełnowymiarowej świni. Latem 2017 roku wzięłam pod opiekę dwa kilkutygodniowe prosiaki, które na dniach miały trafić z hodowli do tuczarni. I wtedy już wiedziałam, że nie ma odwrotu. Nie wiedziałam tylko od czego zacząć. Bardzo pomogła mi rozmowa ze Scarlett Szyłogalis i wsparcie wieloletniej wegańskiej aktywistki Eli Mikuckiej.
Azyl daje drugie życie świniom, których los wydawał się być przesądzony. Ile zwierząt znalazło u Was schronienie, unikając tym samym śmierci?
Dzięki temu, że ponad 3 lata temu dołączyła do mnie Dobrawa i już nie prowadzę Chrumkowa sama, mogłyśmy uratować przed rzeźnią albo tzw. „utylizacją” prawie 80 świń. W ciągu ponad 4 lat istnienia azylu kilka z nich odeszło w wyniku choroby. Obecnie mamy pod opieką 74 świnie.
Życie świń w azylu diametralnie różni się codzienności zwierząt hodowlanych. Opowiedzcie o tym jak wygląda dzień w „Chrumkowie”.
Świnie w Chrumkowie przede wszystkim są wolne. Wszystkie poruszają się razem po całym terenie, nie żyją zamknięte w zagrodach. Zagrody służą nam wyłącznie do karmienia. Pierwszy posiłek otrzymują rano, drugi około godziny 16.00. Po każdym karmieniu sprzątanie, mycie „garów” i inne prace porządkowe i naprawcze. Świniaki są ogromne i ciężkie, więc ciągle coś psują…niechcący. Rozwalony panel ogrodzeniowy czy furtka to niemal codzienność. W domkach systematycznie niszczą ściany i podłogi, ale to też niechcący. Przecież to nie jest ich wina, że zagarniając ratkami słomę, robią dziury w podłodze, prawda?
Każdą wolną chwilę poświęcamy na sprawianie świniom przyjemności. One muszą być codziennie dopieszczone, potrzebują tego jak powietrza. Głaskanie, drapanie po brzuszkach, rozmowy, wygłupy – to nasze codzienne przyjemne obowiązki. Kiedy jesteśmy zajęte, świniaki same wymyślają sobie zajęcia. Jedne ryją, inne kopią ogromne doły. A po robocie wylegują się na słońcu, leżą w świńskim spa albo odwiedzają się w zagrodach. Czasem się kłócą i wtedy słychać je zapewne w całej wiosce. Lubią się wygłupiać, prowokują się nawzajem do gonitw. Maluchy ćwiczą zapasy przygotowując się do przyszłych walk o pozycję w stadzie. Ciągle coś się dzieje i ciągle jest gwarno, bo świnie to straszne gaduły.
Większość ludzi nie ma pojęcia o zachowaniu i zwyczajach świń, ponieważ zwierzęta te żyją głównie na fermach przemysłowych. Prowadząc azyl macie możliwość lepiej je poznać. Czy słusznie się mówi, że świnie swoim zachowaniem przypominają psy? Co najbardziej Was zaskoczyło w sposobie ich życia?
Kiedy dobrze pozna się świnie, dochodzi się do wniosku, że one są zupełnie inne niż psy. Pies żyje po to, żeby służyć człowiekowi, robi wszystko, żeby „Pan” był zadowolony i to sprawia mu największą radość. Świnia robi wszystko, żeby to jej było dobrze. Świnie to hedonistki. Kochają przyjemne życie, wygodę, jedzenie. Nie znaczy to, że nie potrzebują kontaktu z człowiekiem. Potrzebują, i to bardzo, ale tylko dlatego, że taki kontakt jest dla nich przyjemnością. Człowiek głaszcze, drapie, rozmawia z nimi, przytula je, daje smakołyki. A co one dają w zamian? Wystarczy spojrzeć w ich oczy i to najpiękniejsza nagroda za codzienną pracę. My czujemy ich miłość na każdym kroku, w każdym spojrzeniu, chrumknięciu. Kiedy świnia po potwornych latach spędzonych w hodowli, w zamknięciu, otwiera się na nas, zaczyna nam ufać i sama kładzie się przed nami dając brzuch do drapania, wiemy, że stałyśmy się częścią jej stada, jej rodziną.
I to jest najpiękniejsze w naszej pracy. Poza tym, świnie są znacznie inteligentniejsze, czystsze, bardziej świadome niż psy. Świnia uczy się swojego imienia 15 minut, a zachowania czystości w domu w zasadzie w ogóle nie trzeba jej uczyć. Kiedy przyjechała do nas mama z dwójką trzy-, czterotygodniowych dzieci one już pierwszej nocy wyskakiwały z domku na siusiu. To było niesamowite, było zimno, padał deszcz, a one wyskoczyły z domku, szybko zrobiły siusiu i wróciły do mamy. A my stałyśmy za płotem i płakałyśmy wzruszone tym widokiem…
Wasz azyl otwarty jest dla zwiedzających. Jak dużym zainteresowaniem się on cieszy? Jakich gości jest u Was najwięcej?
Chrumkowo jest otwarte dla gości tylko w sezonie letnim, z reguły od początku maja do końca września, w soboty i niedziele. Przyjeżdżają do nas bardzo różni ludzie. Często są to rodzice, którzy chcą pokazać dzieciom świnki, bo przecież tylko w takich miejscach można je zobaczyć. Przyjeżdżają weganie i wegetarianie, którzy chcą je poznać i to są dla nas te najprzyjemniejsze wizyty, bardzo wzruszające, bo ludzie kładą się obok świń, przytulają do nich, często płaczą… Są też dzieci, które przywożą rodziców, żeby pokazać im, dlaczego nie chcą jeść mięsa albo dziewczyny swoich partnerów, których chcą przekonać do zmiany. Ale bywają u nas też osoby, które nie wiedzą nawet czym jest weganizm i czym właściwie jest nasz azyl. Po wysłuchaniu naszych opowieści o świniach, o tym skąd przyjechały, w jakich warunkach żyły, takie osoby często czują się zagubione, nie wiedzą co powiedzieć, mają łzy w oczach… To są dla nas najcenniejsze spotkania, bo powodują zmiany w postrzeganiu świń. Często prosimy, żeby goście powąchali którąś świnię i wtedy widzimy w ich oczach zdziwienie, bo przecież ona powinna okrutnie cuchnąć, a jest wręcz przeciwnie – pięknie pachnie! Uświadamianie ludzi traktujemy jako swojego rodzaju misję. Przecież tworząc azyl, chodziło nam nie tylko o ratowanie świń, ale też o stworzenie miejsca, w którym będziemy edukować ludzi i uświadamiać czym tak naprawdę jest, a raczej kim był, ich kotlet schabowy.
Takie miejsca jak „Chrumkowo” są bardzo potrzebne. Z jednej strony odmieniacie los istot, które wcześniej traktowane były jak przedmioty. Z drugiej pokazujecie ludziom jak wspaniałe i mądre są to zwierzęta. Jakie są Wasze plany względem azylu na najbliższą przyszłość?
Wciąż snujemy plany, ale życie pokazuje nam, że możemy je schować głęboko do kieszeni. Jeszcze niedawno mówiłyśmy, że możemy przyjąć maksymalnie 40 świń! Wszyscy wiemy, co z tych planów wyszło! A tak na poważnie, to czekają nas spore inwestycje. Musimy koniecznie wybudować mały domek z przeznaczeniem na izolatkę dla chorych zwierząt. Nie mamy miejsca, gdzie mogłybyśmy umieścić chorą świnię, czy gdzie lekarz miałby przeprowadzić niezbędny zabieg/operację, a przy takiej liczbie podopiecznych takie miejsce jest po prostu konieczne. Kolejna sprawa to świńska kuchnia czyli pomieszczenie, w którym byłyby przygotowywane posiłki dla świń, myte wiadra i miski po jedzeniu, krojone warzywa; gdzie mógłby stanąć elektryczny parownik do ziemniaków, o którym marzymy od początku istnienia azylu. Obecnie jedzenie przygotowujemy w domu, w naszej kuchni, co wiąże się z ciągłym bałaganem, a świńskie gary myjemy w ogrodzie, nalewając wodę do wielkiej miski z ogrodowego węża. Mamy też marzenie, żeby stworzyć jakiś kąt dla wolontariuszy, bo bardzo potrzebujemy pomocy, a bez zagwarantowania noclegu o wolontariuszy bardzo ciężko. Planów i marzeń jest oczywiście jeszcze cała masa, m.in. dokupienie ziemi i rozbudowa azylu, żeby było miejsce dla kolejnych świniaków czy zatrudnienie kogoś chociaż na pół etatu, bo jest nam już bardzo trudno ogarnąć tę całą ekipę. Wierzymy, że kiedyś to wszystko zrealizujemy. Może nie szybko, ale my jesteśmy cierpliwe.