Bogna Wiltowska zawodowo zajmuje się ratowaniem zwierząt z ferm hodowlanych. Ma doświadczenie w przeprowadzaniu interwencji na fermach, kontakcie ze służbami porządkowymi i opiece nad uratowanymi zwierzętami. Z naszego wywiadu dowiecie się, jak wyglądają interwencje, kto je przeprowadza i jak sami możecie zgłaszać przemoc wobec zwierząt.
Większość ferm nie spełnia potrzeb życiowych zwierząt, a często zwierzęta są chore i zaniedbane. Jak zostaje wybrana ferma, na której zostanie przeprowadzona interwencja?
Zgłoszenia dostajemy bardzo różnymi drogami. Kontaktują się z nami sąsiedzi mieszkający w pobliżu fermy, ale zdarzają się także telefony od pracowników ferm, którzy poniekąd także stają się ofiarami bezwzględnego systemu przemysłowej hodowli zwierząt. To bardzo dramatyczne dylematy: te osoby nie chcą przykładać ręki do cierpienia, ale z drugiej strony boją się o utratę pracy lub swoje bezpieczeństwo. To są często osoby z bardzo skomplikowaną sytuacją życiową. W przypadku ferm futrzarskich wiele zgłoszeń dostajemy od ludzi, którzy zupełnie przypadkowo zetknęli się z takim miejscem, np. podczas weekendowego spaceru. Są zszokowani, że takie miejsca funkcjonują w XXI wieku, w dodatku całkowicie legalnie. Niestety jest to podstawowy problem, z którym się borykamy działając w obszarze ratowania zwierząt hodowlanych. Wiele okrutnych praktyk jest usankcjonowanych przez prawo i to, co dla nas jest barbarzyństwem, jest dopuszczalną normą.
Kolejnym problemem jest to, że zwierzęta hoduje się w systemach zamkniętych, gdzie osoby postronne nie mają wstępu. Jeżeli na takiej fermie dzieje się coś złego, to szansa, że się o tym dowiemy i będziemy mogli zareagować, jest niestety niewielka. Dlatego pracownicy ferm mogą być tu niezwykle pomocni i liczymy na ich empatię oraz odwagę. Oczywiście w takiej sytuacji zawsze zapewniamy anonimowość.
Kiedy dostaniecie zgłoszenie, kto przeprowadza interwencję? Czy współpracujecie z organami państwowymi?
W Otwartych Klatkach mamy grupę inspektorów, którzy odbyli szkolenie z zakresu znajomości przepisów prawnych i zdali pozytywnie egzamin. W naszym zespole mamy m.in. prawników, lekarzy i techników weterynarii, biologów, behawiorystów – podkreślam to, bo hodowcy bardzo często zarzucają organizacjom brak wiedzy lub doświadczenia. Jednocześnie wiemy, że np. podjąć pracę na fermie norek, gdzie mamy do czynienia z dzikimi i bardzo trudnymi zwierzętami, można w zasadzie z ulicy.
Staramy się współpracować zarówno z policją, Inspekcją Weterynaryjną, jak i z gminami. Mam tutaj różne doświadczenia, od bardzo negatywnych do tych dobrych. Rozumiem tę drugą stronę i chciałabym, żebyśmy traktowali się po partnersku. Niestety czasem jesteśmy traktowani jak niechciani goście, którzy wtrącają się w pracę urzędników. Inspekcja Weterynaryjna boryka się z ogromnymi problemami, pracownicy są przeciążeni obowiązkami, w dodatku fatalnie opłacani. Wiem, że podczas kontroli, które przeprowadza Inspekcja, nierzadko zdarza się, że dobrostan schodzi na drugi plan. W dodatku jeśli na fermie mamy kilkadziesiąt tysięcy zwierząt, to nie jest realne, żeby każde sprawdzić. Fundacja Viva! policzyła, że np. jeżeli na fermie przebywa 50 tys. norek, a kontrola jednego zwierzęcia miałaby zająć sekundę, czas kontroli musiałby wynosić 833 minuty, czyli prawie 14 godzin! To jest absolutnie nierealne. Dlatego właśnie potrzebna jest szeroko zakrojona współpraca z organizacjami prozwierzęcymi oraz jak najlepsza edukacja strony społecznej w zakresie kontroli dobrostanu zwierząt.
Ile zwierząt można uratować podczas interwencji i co się z nimi później dzieje?
Zwierzęta trafiają do zaprzyjaźnionych azyli lub ośrodków, które mają doświadczenie w pracy z dzikimi zwierzętami. Kilka lat temu wspólnie z poznańskim ogrodem zoologicznym stworzyliśmy azyl dla lisów uratowanych z ferm futrzarskich. Staramy się jak najczęściej udostępniać zdjęcia lub filmy naszych uratowanych podopiecznych w mediach społecznościowych, żeby pokazać, jak bardzo zmieniło się ich życie po interwencji. To są niesamowicie wzruszające historie i wspaniałe metamorfozy.
Nasza największa interwencja zakończona odbiorem zwierząt dotyczyła likwidacji nielegalnej, przydomowej fermy futrzarskiej, z której udało nam się uratować wszystkie 17 lisów. Ale zazwyczaj dostajemy zgłoszenie dotyczące konkretnego zwierzęcia i cała interwencja skupiona jest na nim. Mówię to z dużym bólem serca, bo oczywiście chcielibyśmy pomóc wszystkim – nie jest to jednak możliwe, musimy trzymać się prawa i Ustawy o Ochronie Zwierząt.
Jakie konsekwencje ponoszą właściciele czy pracownicy zgłoszonych ferm, czy jest szansa, że takie osoby będą dalej pracowały ze zwierzętami?
Interwencja nie kończy się na odbiorze zwierząt, chociaż oczywiście jest to najważniejszy element. Dla mnie jednak tak samo kluczowe jest doprowadzenie do skazania osoby, która dopuściła się znęcania. Dlatego zawsze zawiadamiamy odpowiednie organy ścigania o możliwości popełnienia przestępstwa. W przypadku zwierząt hodowlanych wyroki ciągle niestety nie są satysfakcjonujące, ponieważ zazwyczaj zapadają w zawieszeniu. Mimo wszystko na przestrzeni lat widzę pozytywną zmianę, a świadomość sądów, prokuratury i policji powoli się zwiększa. Jeszcze kilka lat temu nasze sprawy były umarzane, a teraz udaje nam się wywalczyć wyroki skazujące. Ma to wymiar nie tylko symboliczny, ale także prewencyjny i edukacyjny. Warto wspomnieć, że dwa lata temu Sejm zaostrzył kary za znęcanie się nad zwierzętami. Coraz częściej udaje się wywalczyć zakaz posiadania, prowadzenia działalności bądź pracy ze zwierzętami.
Ostatnio pojawiły się rządowe plany zakazania interwencyjnego odbioru zwierząt. Co to oznacza dla zwierząt?
Plany te zostały zainicjowane przez hodowców norek i grupę lobbystyczną, którą skupili wokół siebie. Podobna propozycja padła na początku roku podczas posiedzenia jednego z zespołów parlamentarnych. W roli ekspertów zostały zaproszone osoby prawomocnie skazane za znęcanie się nad zwierzętami. Projekt został ostro skrytykowany nie tylko przez aktywistów, ale także media i opinię publiczną. Obecnie wspomniana grupa lobbystyczna próbuje przemycić swój plan, wykorzystując sytuację związaną z pandemią. To jest skandaliczne i bardzo szkodliwe. Niestety Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi stanął po stronie hodowców. Na szczęście plany nie weszły w życie. Wspólnie z innymi organizacjami prozwierzęcymi trzymamy rękę na pulsie, bo wiemy, że hodowcy nie odpuszczą. Interwencje są solą w ich oku.
Jak mogą pomóc osoby, które są świadkami lub wiedzą o naruszeniach czy przemocy wobec zwierząt hodowlanych?
Jeżeli jesteśmy bezpośrednim świadkiem sytuacji noszącej znamiona znęcania się nad zwierzętami, to możemy zareagować sami, dzwoniąc na policję. Rozumiem jednak, że w wielu przypadkach jest to skomplikowane, np. ze względu na sytuację zawodową. Dlatego zachęcam do kontaktowania się z nami: [email protected]. Oczywiście zapewniamy anonimowość. Ważnym elementem jest udokumentowanie sytuacji, której jesteśmy świadkami; wystarczą zdjęcia lub film wykonane smartfonem.
Zdjęcie w tle: Andrew Skowron