Cierpienie karpi, które widzimy w sklepach przed świętami, jest ostatnim etapem sprzedaży żywych ryb. Jednak wcześniejsze kroki, takie jak transport, również wiążą się z cierpieniem zwierząt.

Droga pełna cierpienia

Po odłowieniu ze zbiorników, w których były hodowane, karpie nie mogą zostać od razu ogłuszone i uśmiercone. Czeka je jeszcze transport do miejsca, w którym zostaną sprzedane – nadal jako żywe. 

Żywe karpie, jako zwierzęta zmiennocieplne i niemogące oddychać tlenem atmosferycznym, są bardzo wymagające w transporcie. Już po 1–2 h poziom tlenu w wodzie spada i ryby zaczynają się dusić. Stres, którego doświadczają, dodatkowo przyspiesza zużywanie tlenu. Jeżeli zbiornik nie jest wyposażony w odpowiednie urządzenie napowietrzające, słabsze osobniki duszą się i opadają na dno. W jednym zbiorniku o objętości 1–2 metrów sześciennych mieści się od 120 do nawet 540 ryb.

Brak obowiązujących regulacji prawnych

Obecnie nie obowiązują żadne szczegółowe regulacje prawne dotyczące transportu żywych karpi. Jedyne normy transportowe dotyczą niektórych ryb z rodziny łososiowatych, a ostatnie normy dotyczące karpi pochodzą z lat 80. i dawno już przestały obowiązywać. 

fot: Andrew Skowron

Brak odpowiednich regulacji prawnych skutkuje utrudnieniem pracy handlowcom, którzy często nie wiedzą, jak poprawnie przewozić, przechowywać i sprzedawać żywe ryby. W przeważającej liczbie przypadków ryby umieszcza się w niewielkich zbiornikach i w dużym zagęszczeniu. Dodatkowo zbiorniki nie są wyposażone w żaden system uzdatniania wody poza jej nieefektywnym napowietrzaniem, w nielicznych przypadkach z natleniaczem wody. Nieodpowiednie przewożenie ryb skutkuje skaleczeniami, otarciami, stresem oraz ogólną szkodą dla zdrowia sprzedawanych ryb. Wskutek stresu i chorób umiera nawet do 10% ryb.

Koniec życia karpia

Jeżeli karp przeżyje transport, czeka go jeszcze spędzenie do 30 godzin w sklepowym zbiorniku, w warunkach dużego zagęszczenia i często w wodzie o zbyt małej zawartości tlenu. Zostanie wyłowiony, być może przez nieprzeszkolonego pracownika, który złapie go za skrzela, powodując ból. Być może zostanie nieumiejętnie ogłuszony i zabity na miejscu, a być może przedtem czeka go jeszcze transport do domu kupującego, na przykład w „specjalnej” siatce, w której będzie się dusił
Koszmar karpia zakończy się na wigilijnym stole. Chyba że my zakończymy go wcześniej, przekonując sklepy, by zrezygnowały już w tym roku ze sprzedaży żywych ryb.

źródło: Ryby hodowlane w Polce https://panel-otwarteklatki.ok.k8s.dance/publikacje/ryby