Swoją pracą pokazuje, że empatia nie ma granic. Do tej pory gościł już na ponad 55 uniwersytetach, a jego audytorium można liczyć w tysiącach. Prowadzi wywiady, zajmuje się fotografią, dokumentuje warunki hodowli, prezentuje dane i fakty na temat wykorzystywania zwierząt. Był inicjatorem pierwszego na świecie centrum wsparcia praw zwierząt i weganizmu. Wydał także darmowego e-booka pod tytułem „When Animal Rights & Logic Meet”, dostępnego w 20 językach. 

Do swojego podcastu „Principles of Change” zaprasza specjalistów z różnych dziedzin, poruszając przy tym tak zróżnicowane tematy jak aktywizm polityczny, etyczna moda czy otwarcie pierwszego na świecie wegańskiego szpitala w Libanie. 

Jest także założycielem Middle East Vegan Society, organizacji non-profit skupiającej się na promowaniu weganizmu na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. 

Seb Alex, bo o nim mowa, jest jedną z kluczowych postaci w ruchu prozwierzęcym.

Ania Fujarczuk: Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki?

Seb Alex: Pewnego dnia przyjaciółka puściła mi nagranie z rzeźni. Miałem wtedy kota i bardzo mi na nim zależało, ale nie widziałem problemu w jedzeniu innych gatunków zwierząt. W ten sposób przyjaciółka próbowała zwrócić mi uwagę na podwójne standardy, którymi się kierowałem. Od razu po seansie starałem się znaleźć dobry powód, dla którego chciałbym nadal przyczyniać się do tego, co zobaczyłem. Nie znalazłem żadnego

Zainspirowany działaniem przyjaciółki, która już wtedy była wegetarianką, również postanowiłem przejść na wegetarianizm. Miałem wtedy 16 lat. Pewnego dnia osiem lat później, w wieku 24 lat, z nudów zastanawiałem się, dlaczego pijemy mleko z piersi innej matki – biologicznie to nie ma sensu. Nie wiedziałem wtedy nic o weganizmie, więc wpisałem w Google: „Dlaczego weganie nie piją mleka?”

Znalazłem wtedy dokument „Earthlings” oraz wykład „101 powodów, by zostać weganinem” na YouTube, a także wykład Gary’ego Yourofsky’ego. Obejrzałem te trzy materiały i pomyślałem: „teraz muszę zostać weganinem”. Nie byłem zadowolony z tego, czego się dowiedziałem, ale wiedziałem, że nie mogę się oszukiwać. Musiałem coś zmienić, więc zostałem weganinem.

Czy od razu zaangażowałeś się w pracę na rzecz zwierząt?

Moje wykształcenie jest związane z architekturą i przez jakiś czas pracowałem w tej branży. W pewnym momencie poczułem się dziwnie, spędzając cały dzień przed komputerem, nie przyczyniając się – w moim odczuciu – do czegoś dobrego. Pomyślałem wtedy: „a co, jeśli poświęcę cały swój czas zwierzętom?”. Odpuściłem wtedy architekturę i w pełni skupiłem się na działaniach na rzecz zwierząt. Najpierw organizowałem wydarzenia, potem zacząłem prowadzić warsztaty, a w końcu zaczęto mnie zapraszać na wykłady.

Fot. Seb Alex/We Animals

Występowałeś publicznie przed audytorium w m.in. Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, podczas konferencji CARE w Polsce. Sam pochodzisz z Libanu. Czy zauważyłeś różnice w reakcjach ludzi podczas wykładów?

Nie ma jednej, uniwersalnej reakcji. Na ogół – bez względu na miejsce, w którym występuję – nie mam problemów z publicznością, bo zwykle ci, którzy przychodzą, są już otwarci na ten temat. Trudno było tylko raz – na uniwersytecie w Portugalii. 

Nie wiedziałem o tym wcześniej, ale ten uniwersytet uczył rolnictwa, hodowli zwierząt, więc… Kiedy przyjechałem, studenci, którzy organizowali wykład, powiedzieli mi, że w administracji wybuchła wielka kłótnia, ponieważ połowa administracji mówiła, że nie powinienem tam przemawiać, a druga połowa uważała, że nie powinienem, ale mam do tego prawo. Atmosfera była dziwna, studenci nie byli przyjaźni, patrzyli na mnie krzywo, starali się podważyć moje argumenty. 

Osobą, która miała najwięcej obiekcji, była jednak nauczycielka. Do dzisiaj pamiętam, że była bardzo zawzięta i nie chciała odpuścić ani przyznać, że może nie mieć racji. W pewnym momencie stwierdziła, że jedzenie mięsa nie ma wpływu na środowisko i że nie niszczymy lasów Amazonii pod hodowlę zwierząt. 

Kiedy to powiedziała, jedna ze studentek odwróciła się do niej i powiedziała: „proszę pani, jesteśmy na uniwersytecie. Szanujmy się”. 

Jak udało Ci się przetrwać do końca spotkania? Atmosfera musiała być naprawdę nieprzyjemna.

Oczywiście atmosfera stała się bardzo napięta, ale podobało mi się to, że publika zaczęła wchodzić w dyskusję między sobą. Studentka, która zwróciła uwagę nauczycielce, po tym spotkaniu przeszła na weganizm, inspirując do tego również swoją przyjaciółkę.

Stojąc na scenie, w momentach stresowych myślę o osobach, które nie biorą udziału w dyskusji, ale obserwują. Wiem, że jestem w stanie przedstawić logiczne argumenty, a to, co mówię, jest prawdą. Więc nawet jeśli ktoś krzyczy, że białe jest czarne, nie zmienia to faktu, że białe pozostaje białe. Staram się, by ci milczący słuchacze mogli usłyszeć moje argumenty. Czasami ataki są nawet pomocne, bo pojawiają się pytania, których inni by nie zadali, a ja mogę na nie odpowiedzieć.

Podchodzisz do tematu praw zwierząt w bardzo kompleksowy sposób: pisząc, prowadząc podcast i wykłady, jeżdżąc po świecie i edukując. Chciałabym również zapytać o Twoją współpracę w ramach stypendium We Animals. Czym zajmowałeś się podczas tego projektu?

Moje zgłoszenie polegało na przesłaniu aplikacji, do której były dołączone zdjęcia przedstawiające – w szerokim rozumieniu – relacje między ludźmi a zwierzętami. Zakwalifikowałem się do stypendium na podstawie materiału, który zebrałem w Polsce podczas dokumentacji warunków panujących w rzeźni w Słupsku. Kiedy już otrzymałem tę nagrodę, skupiłem się na pracy w Azji Południowo-Wschodniej. 

Chciałem pokazać zwierzęta, których nie je się tak często w innych częściach świata, jak np. żaby. Hodowla przemysłowa żab wygląda w ten sposób, że przetrzymuje się je w czymś, co przypomina duże baseny. W gruncie rzeczy są betonowe zbiorniki, w których na bardzo małej przestrzeni trzyma się po dwa–trzy tysiące żab. 

W swojej pracy fotoreporterskiej udokumentowałem różne gatunki zwierząt, takie jak kurczaki, krowy, ale też krewetki czy kaczki, by pokazać, że nie ma różnicy, które zwierzę jest zjadane – u każdego gatunku wiąże się to z cierpieniem.

Fot. Seb Alex/We Animals

Wspomniałeś wcześniej o zmianie świata. Dlaczego powinniśmy traktować wykorzystywanie zwierząt jako problem globalny?

Ponieważ wszyscy się do tego przyczyniają. To nie jest tak, że robi to 60 czy 70% ludzi – ponad 95% ludzkości krzywdzi zwierzęta. Niezależnie od miejsca, koloru skóry, religii – wszyscy to robią. 

Zmiana w podejściu, chociażby do żywienia, jest realna i dzieje się na naszych oczach. Kiedy zostałem weganinem, odwiedzałem moją siostrę w Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Pamiętam, że w pierwszym tygodniu weganizmu jeździła od supermarketu do supermarketu w poszukiwaniu mleka roślinnego. W tym momencie są one na wyciągnięcie ręki, w dodatku w różnych wariantach smakowych.

Odrzucenie produktów pochodzenia zwierzęcego przez jedną osobę może mieć też wpływ na jej najbliższe otoczenie. Moja mama jest weganką od ponad pięciu lat i uwielbia gotować wegańsko dla całej rodziny. To, że być może świat nigdy nie będzie w 100% wegański, nie znaczy, że nie warto walczyć o lepszą przyszłość.

Jak wygląda tradycyjna kuchnia libańska? Czy mięso odgrywa w niej ważną rolę?

Na Bliskim Wschodzie, podobnie jak w innych częściach świata, jedzenie mięsa traktuje się poniekąd jako część kultury, ale większość tamtejszej kuchni i tak jest roślinna. W kuchni libańskiej większość dań to dania bez mięsa, jaj czy nabiału. Kiedy ludzie robią niedzielne grille, na stole jest mnóstwo różnych wegańskich potraw, a mięso pojawia się dopiero na końcu. Tak naprawdę nic się nie zmienia w Twoim życiu, gdy przechodzisz na weganizm – po prostu nie jesz tej ostatniej części. 

W ostatnich latach przeprowadzono kilka badań. Jedno z nich, wykonane przez Euromonitor, skupiło się na analizie tego, jak duże są szanse, że ludzie na całym świecie przejdą na weganizm. Okazało się, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu i Afryki wypadli najlepiej, wskazując na największe prawdopodobieństwo rezygnacji z mięsa i nabiału.

A co jest tego przyczyną? Jeśli spojrzymy na globalne statystyki wzrostu gospodarczego, gdy kraj rozwija się ekonomicznie, ludzie zaczynają jeść więcej mięsa niż wcześniej.

Tak, to się dzieje na całym świecie, np. w Japonii czy Chinach. Gdy kraje stają się bardziej stabilne finansowo a klasa średnia ma więcej pieniędzy, zaczyna się zwracać bardziej w kierunku diety zachodniej, która jest bogata w mięso. Na Bliskim Wschodzie też to widać, ale w większości krajów w tym regionie przemysł mięsny nie jest znacznie rozwinięty. Mięso jest importowane – np. do Libanu trafia z Brazylii czy Rumunii. W kraju funkcjonują tylko małe rzeźnie i rodzinne fermy. 

Fot. Seb Alex/We Animals

Jaki jest następny krok lub główny cel w Twojej aktywistycznej karierze?

Jeszcze nie mówiłem o tym publicznie, ale poważnie myślę o napisaniu książki. Wciąż się zastanawiam, czy chciałbym napisać dwie książki – jedną ze zdjęciami, a drugą bardziej teoretyczną i filozoficzną – czy może połączyć je w jedną. Chciałbym, żeby ludzie czuli emocjonalny związek ze zwierzętami, o których czytają. Obecnie nie mam na to jednak czasu – to bardziej marzenie. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się je zrealizować.

Co powiedziałbyś osobom, które chcą się zaangażować, ale nie wiedzą od czego?

Najważniejsze są: wiedza o żywieniu i edukacja w zakresie praw zwierząt. Trzeba zrozumieć, jak się zdrowo odżywiać, po co dbać o suplementację B12, a także dowiedzieć się więcej o cierpieniu zwierząt. Czasami ludzie przechodzą na weganizm i myślą, że wystarczy jeść rośliny, aby być zdrowym. Ale to nieprawda – w żadnej diecie nie jest to takie proste. Warto też zdawać sobie sprawę z tego, że niedobór witaminy B12 to nie jest główna „przypadłość” wegan – to globalny problem. Ludzie na całym świecie cierpią na niedobory, niezależnie od diety. 

Ważna jest także edukacja na temat praw zwierząt. Warto obejrzeć kilka dokumentów. Świetny, chociaż bardzo drastyczny, jest film „Dominion” – warto wiedzieć, przez co przechodzą zwierzęta, żeby w pełni zrozumieć swój wybór.