W ubiegłym miesiącu media donosiły, że w hamburgerach wołowych sprzedawanych w Irlandii przez sieci supermarketów TESCO i Aldi stwierdzono znaczną zawartość mięsa końskiego. Po prześledzeniu pochodzenia mięsa okazało się, że wyprodukowano je w Polsce. W wyniku nacisków strony irlandzkiej Główny Inspektorat Weterynaryjny przeprowadził kontrolę w pięciu zakładach prowadzących ubój koni, skontrolowano również zakład bezpośrednio eksportujący mięso do Irlandii. Żadna z kontroli nie wykazała nieprawidłowości.
W międzyczasie okazało się, że koninę stwierdzono również w różnych produktach na terenie Niemiec, przede wszystkim w lasagnach i innych gotowych daniach zawierających mięso wołowe sprzedawanych przez sieci REWE i Tengelmann-Kaisers. Afera zaczęła się rozrastać do nieprawdopodobnych rozmiarów, z każdym dniem pojawiały się doniesienia o nowych produktach i sieciach sklepów. Na chwilę obecną szacuje się, że nawet 4,5 miliona produktów w 13 krajach może zawierać mięso końskie zadeklarowane jako mięso wołowe.
Jak do tego doszło? Jest to historia niczym z kryminału. Luksemburska firma Tavola zajmująca się produkcją mrożonek zamówiła mielone mięso wołowe w zakładzie przetwórstwa mięsnego Spanghero z Francji. Firma ta z kolei zgłosiła się do cypryjskiego hurtownika, stąd zamówienie trafiło do holenderskiego pośrednika Jana Fasena. Jego firma Dreap Trading Ltd złożyła zamówienie u dwóch rumuńskich producentów, którzy na przestrzeni pół roku dostarczyli 750 ton mięsa końskiego. Tutaj historia staje się niejasna. W pewnym momencie mięso końskie przeobraziło się w mięso wołowe i trafiło do Tavola, które dostarczył swoje produkty poprzez pośredników między innymi do Niemiec, Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii. Niejasne jest, czy winę za zafałszowanie ponoszą Francuzi czy Holendrzy. Wiadomo tylko, że na początku 2012 roku holenderska firma była zamieszana w podobny skandal, a Francuzom w wyniku afery cofnięto pozwolenie na działalność.
Na horyzoncie pojawia się już kolejna afera: kontrole mięsa na kebaby na terenie Niemiec wykazały, że zamiast zadeklarowanego mięsa wołowego w niemal 10% przypadków zawierały one mięso wieprzowe.
Wygląda na to, że jest to tylko czubek góry lodowej. Przypominając sobie aferę z Constarem czy solą drogową naiwnym było by sądzić, że Polski takie poczynania nie dotyczą.