We wczorajszym numerze Pulsu Biznesu pani Michalina Szczepańska opublikowała tekst o hodowli zwierząt na futro w Polsce. Artykuł jest dobrym przykładem wybielania obrazu przemysłu futrzarskiego stosowanego przez Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych przez przemilczanie kluczowych informacji, które całkowicie zmieniłyby wymowę prezentowanych danych i faktów. Jak powinien wyglądać tekst, gdyby został napisany uczciwie? Czy jako obywatele Polski dalej doszukiwalibyśmy się w nim powodu do dumy z naszej europejskiej dominacji w tym biznesie? Zobaczmy:
“Jesteśmy trzecim w Europie hodowcą zwierząt na futro. Mamy dwa tysiące ferm, 200 mln EUR obrotu i nieustanne protesty obrońców praw zwierząt oraz sąsiadów takich inwestycji.”
Dzisiaj w podwrocławskiej Żórawinie odbędą się kolejne protesty przeciwko budowie jednej z największych ferm norek. Na 42 ha ma powstać hodowla 175 tys. zwierząt, zatrudniająca 60 osób. Sam inwestor przyznaje, że od wielu lat z powodu trudności w pozyskaniu pracowników z Polski, uzupełnia kadrę o cudzoziemców, głównie z Ukrainy.
Realizowany plan, drastycznie odbiegający od tego, na którego podstawie wydano pozwolenie na budowę, nie przekonuje mieszkańców i działaczy ruchu praw zwierząt, którzy od kilku miesięcy protestują przeciwko inwestycji. Nie przekonuje też Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które prowadzi postępowanie dotyczące unieważnienia podjęcia decyzji o budowie wydanej z rażącym naruszeniem prawa. Podobnie jest w Pleszewie (woj. wielkopolskie), choć planowana tam inwestycja jest znacznie mniejsza (hodowla 16 tys. zwierząt).
Fermy norek nie są w Polsce nowością — jesteśmy już trzecim pod względem wielkości europejskim zabójcą zwierząt na futro, z dwoma tysiącami ferm. Jak wynika z danych Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych (PZHiPZF), zaraz wyprzedzimy Duńczyków, u których hodowlę lisów zakazano już prawnie jako nieetyczną, i Holendrów, u których właśnie wprowadzono całkowity zakaz hodowli zwierząt na futro.
Zyski hodowców z zabijania zwierząt na futro to około 200 mln EUR. Przodujemy zwłaszcza w uboju norek amerykańskich — według danych z 2010 r., zabijamy ich 4 mln rocznie. Zabijamy też 300 tys. lisów, 2 tys. jenotów i 60 tys. szynszyli. Najwięcej ginie w województwach wielkopolskim, lubuskim i zachodniopomorskim.
Hodowcy i eksperci zachęcają do futerkowego biznesu. Zdaniem Klaudii Gołąbek, dyrektora z PZHiPZF, hodowla zwierząt futerkowych to znakomita alternatywa dla upadających gospodarstw rolnych. Na ich wykupie pod budowę molochów zyskuje kilku potentatów polskich i europejskich, skupiających w swoich rękach większość przemysłu futrzarskiego…”