Zapraszamy Was do przeczytania wywiadu z Magdaleną Kowal, która działa w krotoszyńskim oddziale Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i razem z naszymi aktywistami brała udział w interwencji na fermie w Durzynie. Na własne oczy widziała rozgrywający się tam koszmar. Przeczytajcie, co ma Wam do powiedzenia.

1. Czy to była pierwsza interwencja na fermie futrzarskiej, w jakiej brałaś udział?

Tak, z reguły nasze interwencje dotyczą zwierząt domowych, przeprowadzamy ich kilkadziesiąt w roku. Rzadziej zdarzają się zgłoszenia zwierząt gospodarskich trzymanych w niewłaściwych warunkach. Na fermie futrzarskiej interweniowaliśmy pierwszy raz, choć takie miejsca już widzieliśmy. W tym temacie mamy małe doświadczenie, dlatego uznaliśmy, że pomoc Stowarzyszenia, które doskonale zna realia ferm, jest niezbędna.

2. Co było dla Ciebie największym szokiem po przekroczeniu progu fermy w Durzynie? Co najbardziej Cię poruszyło?

W tym przypadku nie trzeba było wchodzić na samą fermę, by już dostrzec martwe zwierzęta czy ich szczątki. Pierwszym widokiem były dwa martwe psy, których stan świadczył o kilkutygodniowym rozkładzie. Ten widok skłonił nas do wezwania na miejsce Policji, bo zapowiedź tego co może dziać się na samej fermie, nie pozostawiała złudzeń.

Martwe psy podczas interwencji na fermie futerkowej w Durzynie
Martwe psy zamknięte w klatce przed fermą w Durzynie. Fot. Andrew Skowron

Najbardziej poruszającym widokiem były dla mnie zwierzęta walczące o dostęp do wody, którą w pierwszej kolejności dolewaliśmy do poideł. Świadczy to o braku zapewnienia podstawowych potrzeb i skazaniu zwierząt na powolną śmierć.

3. Samo czytanie o tym, w jak koszmarnym stanie znaleźliście zwierzęta, mrozi krew w żyłach. Jak poradziłaś sobie z opanowaniem emocji podczas interwencji?

Podczas interwencji zawsze jesteśmy nastawieni zadaniowo – nie ma czasu na emocje, to jest zawsze czas i przestrzeń na działanie. Refleksja przychodzi później i wtedy dociera do nas skala cierpienia tych zwierząt, ale też analiza czy zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by uratować ich jak najwięcej.

4. Warunki na fermie w Durzynie były koszmarne, ale czy myślisz, że na jakiejkolwiek fermie futrzarskiej zwierzęta mogą mieć dobre życie?

Zdecydowanie nie, dlatego, że żadna ferma nie jest w stanie zapewnić zwierzętom szeroko rozumianego dobrostanu, w tym przede wszystkim realizacji naturalnych wzorców zachowań, czy życia wolnego od cierpienia. Zamknięcie w ciasnych klatkach jest drastycznym ograniczeniem przestrzeni życiowej, co zawsze skutkuje olbrzymim stresem tych zwierząt. Już pierwsze zdanie Ustawy o ochronie zwierząt powinno wykluczyć istnienie takich miejsc: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”.

5. Jak wyglądało ratowanie lisów z fermy i szukanie dla nich schronienia? Co jest najtrudniejsze w takich sytuacjach, kiedy presja czasu jest bardzo duża?

Interwencje dotyczące dużej liczby zwierząt, dodatkowo drapieżnych, nie są łatwe, dlatego, że żadna organizacja nie jest przygotowana na zapewnienie miejsca dla kilkudziesięciu, bądź przy większych fermach, kilkuset zwierząt. Miejsca, gdzie te zwierzęta trafiają, to z reguły specjalistyczne ośrodki, które dysponują wolierami, bądź nieliczne osoby, które mają doświadczenie w opiece nad takimi zwierzętami. Niestety tych miejsc jest niewiele. 

Lis podczas interwencji na fermie futerkowej w Durzynie
Lis zamknięty w klatce bez jedzenia i wody na fermie w Durzynie.
Fot. Andrew Skowron

Według Ustawy o ochronie zwierząt, odebrane podczas interwencji lisy powinny trafić do gospodarstwa wskazanego w corocznie uchwalanym Programie przez daną gminę. Niestety, to kolejny fikcyjny przepis w ustawie, dlatego, że żadna gmina nie jest w stanie wyznaczyć gospodarstwa, które ma możliwość przyjęcia każdego gatunku zwierząt w dowolnej ilości.

6. Co nasi czytelnicy mogą zrobić, aby pomóc lisom uratowanym z fermy w Durzynie?

Lisy z Durzyna to tylko niewielki promil uratowanych zwierząt, należy się skupić na działaniach dążących do zamknięcia przemysłu futrzarskiego, który w XXI wieku służy zaspokajaniu fanaberii nielicznej grupy odbiorców kosztem olbrzymiego cierpienia zwierząt. Każdy z nas może przyczynić się do zmiany, choćby wspierając organizacje działające w tym temacie. 


Z Magdaleną Kowal rozmawiała Aleksandra Bujalska.

Jako Stowarzyszenie Otwarte Klatki nie przestajemy walczyć o wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futro. Tylko to może zagwaranować, że miejsca takie jak ferma w Durzynie znikną raz na zawsze z mapy Polski. Tymczasem szczęśliwej 16 lisów z tej fermy, które pozostają pod naszą opieką, musimy zapewnić bezpieczny dom do końca ich dni. Pomóż lisom, które przeżyły piekło – wpłać darowiznę na naszą zbiórkę!