To był 1. marca. Siedziałam na schodach u podnóża Kolumny Zygmunta i z niecierpliwością zerkałam na zegarek. Zaczęło mżyć. Wyjęłam z plecaka aparat i próbowałam rozładować narastające podekscytowanie, bawiąc się pokrętłami i ustawiając parametry, które zaraz zmieniałam i ustawiałam od nowa. Czułam się jak paparazzo czekający na celebrytę. Cóż… prawda wygląda tak, że jestem fotografem-amatorem, za to Ona jest naprawdę gwiazdą. Raćka to już legenda…
Minęła 13 i nadal nic. Starówka wyglądała jak zwykle w sobotę o tej porze. I wtedy podjechał samochód, z którego z wyjątkową gracją wyskoczyła świnia. Patrzyłam odrobinę skonsternowana. Raćka była drobną różową świnką. A ta tutaj była trochę grubsza i pokrywała ją ciemnoszara szczecinka. Ale za chwilę moje zmieszanie zamieniło się w zachwyt. Przede mną stał Lolek – jedna z najbardziej fotogenicznych osób jakie kiedykolwiek fotografowałam.
Jako dziecię miasta pierwszy raz miałam okazję poznać świnię. Do tej pory tylko słyszałam o niezwykłej inteligencji tych zwierząt. Teraz mogłam się przekonać, że oprócz tego szybko nawiązują kontakt z innymi zwierzętami i z ludźmi. Ich mowa ciała, różnorodne dźwięki, które z siebie wydają to ciągły dialog z otoczeniem. Są przy tym szalenie ciekawskie. Ryjek Lolka albo rył przestrzenie pomiędzy brukiem na Placu Zamkowym albo zaglądał do kieszeni mojej kurtki. Jeśli ktoś twierdzi, że tylko pies lub kot może nawiązać kontakt z człowiekiem i stać się jego towarzyszem, ten nie miał nigdy przyjemności poznać świni. To wyjątkowe zwierzaki, które potrafią zauroczyć swoją osobowością i charakterem.
Nasza gwiazda kazała na siebie trochę poczekać. Jak każda ważna osobistość Raćka ma dużo obowiązków. Jako świnia mieszkająca pod dachem z ludźmi wzbudza pośród wielu sensację. Jednak Jej rola na tym się nie kończy, a tak naprawdę dopiero zaczyna. Raćka swoją osobą daje do zrozumienia ludziom, że zamykanie się w ciasnych ramach gatunkowizmu pozbawia nas możliwości poznania tych zwierząt, które statystyczny Polak uważa przede wszystkim za produkty, które nie posiadają zdolności komunikacyjnych i nadają się tylko – jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi – na talerz. Zarówno Raćka jak i każda z pozostałych świnek, z którymi spacerowałam w to sobotnie popołudnie to ambasadorki praw zwierząt.
Wśród przechodniów wzbudzały konsternację i ciekawość. Jedni śmiali się drwiąco, inni zachwycali się i dopytywali o życie ze świnią pod jednym dachem. Nikt nie przeszedł obojętnie. Kampania Otwartych Klatek „Weganizm teraz”, której ulotki rozdawaliśmy w trakcie spaceru po starówce, w takim wyjątkowym towarzystwie zyskała pełny wymiar. Jeśli ktoś zastanawia się nad przejściem na dietę wegańską lub wegetariańską takie świnki jak Raćka mogą znaczenie przyśpieszyć tę decyzję.
Po spacerze ze świniami po warszawskim Starym Mieście, wróciłam do domu zauroczona i zafascynowana. Ale też odrobinę zafrapowana… Czy możliwym jest, że za jakiś czas widok człowieka ze świnką na spacerze nie będzie już wzbudzał drwiny lub zaskoczenia, natomiast zabijanie i zjadanie tych przeuroczych zwierząt będzie czymś nieakceptowalnym i budzącym duże zdziwienie?
Inka
12.03.2014