Jestem weganką i mamą małej Matyldy. Mój wybór podyktowany jest troską o świat, w którym żyjemy. Kierując się szacunkiem i potrzebą ukrócenia cierpienia zwierząt, podjęłam takie, a nie inne decyzje.
Moja córeczka jest jeszcze malutka, ale kiedyś pewnie zapyta dlaczego nie jemy słodkich bułek z cukierni, lodów czy galaretki. Jak jej to wyjaśniać? Jak tłumaczyć, nie wywołując traumatycznych przeżyć?
Znam sytuację zwierząt hodowlanych w Polsce i na świecie, wiem jak wygląda życie krowy, świni w przeciętnym gospodarstwie. Widziałam różne filmy, filmiki, których pewnie nigdy nie zapomnę. Nie pokażę ich Matyldzie ani teraz, ani za dziesięć lat, może kiedyś sama po nie sięgnie.
Szukam przekazu odpowiedniego dla dziecka. Odpowiedniego, nie zakłamanego. Wydaje mi się, że podstawą relacji z dzieckiem powinna być szczerość. Nie zamierzam kłamać mojej córki przed szczepieniem, że zastrzyk nie boli, bo przecież wszyscy wiemy, że boli. Nie chcę, by Matylda straciła do mnie zaufanie. Także w sprawach jedzenia i niejedzenia chcę być szczera.
Dla siebie i dla innych rodziców napisałam książkę o małej wegance, która pyta swoich rodziców dlaczego nie jemy zwierząt. Tosia i Pan Kudełko. Jedzeniowe dylematy to pozycja dla małych i dużych, którym bliski jest los zwierząt.
Tosia chce wiedzieć, znać prawdę. Jej rodzice nie mówią jej wszystkiego, bo boją się, że jest za mała. Moja bohaterka pokazuje, że z dziećmi można rozmawiać o wszystkim. Pan Kudełko zabiera Tosię w podróż, by oddać głos zwierzętom. Prawdziwym zwierzętom: świniom, krowom, kurom, nie małym pluszowym świnkom o dźwięcznych imionach (zwierzęta w naturze nie noszą ludzkich imion).
Mamy więc w książeczce rozmowę dziecka i zwierząt – podmiotów, którym głos bardzo często jest zabierany. Tosia chce sama zdecydować o tym, co trafi na jej talerz. W swoich wyborach postanawia kierować się nie tylko smakiem. Poznaje los zwierząt hodowanych dla mięsa, mleka i jaj. I podejmuje samodzielną decyzję.
Zwierzęta opowiadają Tosi swoje historie ukazujące ich smutny los. Starałam się w tej części tekstu dać młodemu czytelnikowi dużo przestrzeni na emocje, może na dodatkową rozmowę z towarzyszącym czytaniu dorosłym.
Ktoś powiedział mi, że moja książka jest smutna. Chyba inaczej się nie da – los zwierząt, które wykorzystuje człowiek jest smutny. Ale Tosia, tak jak ja, ma nadzieję na lepsze jutro: “Rozumiem też dlaczego rodzice nie opowiedzieli mi tego wszystkiego. Historie tych zwierząt są bardzo smutne. Pewnie bali się, że będę bardzo płakać. Troszkę popłakałam, ale to nic. Najważniejsze, że wiem już czego zwierzęta potrzebują i jak można im pomóc.”
Klaudyna Andrijewska
09.09.2014